W dniach 2-10 czerwca roku 2007 na terytorium Bieszczad odbył się pierwszy zlot obwoźny, skrzyknięty przez grupę pod wezwaniem Zła Wielkiego :)
Hymn przewodni zlotu leciał siakoś tak: "Okręt mój płynie dalej..."
Poniżej zamieszczam krótką relację z ogromu plag, jakie nawiedziły w owych dniach rejony tych pięknych gór.
02.06 (sobota)
Około południa w miejscowości Wołosate pojawia się pierwszy zwiastun nieszczęść - czarnomatna Granada kombi z Rzeszowa - pierwsza z Szalonych Sióstr Bliźniaczek (SSB) :)
Z auta wysiadają Rozjechani i ze smutkiem stwierdzają iż nikogo jeszcze nie ma, a na resztę ekipy muszą czekać do niedzieli. Niestety sprawa obejrzenia meczu dla zabicia czasu spaliła na panewce, gdyż gospodyni stwierdziła dobitnie: "Tu nie ma żadnego telewizora i nigdy nie będzie!!!"
W tak zwanym międzyczasie, około godziny 21 z Warszawy wyruszamy silną ekipą: 2 kolejne SSB w barwach bojowych czarnomatnych, czyli Treetop z Amatorami i my, znaczy się Gryzie z Grzesiekami oraz jeden Taunus łaciaty na podpoznańskich blachach (dla zmylenia komandosów palestyńskich) z Maryjanami na pokładzie.
Spokojnym tempem przemieszczamy sie na południe kraju.
03.06 (niedziela)
Po minięciu Rzeszowa, około godziny 2 w nocy zatrzymujemy się na obiad :) w knajpie Dzida. Wyżeramy wszystko co mają do wyżerania, zaś wypijanie baru odkładamy na inna okazję :)
Wyruszamy dalej po drodze zahaczając o Solinę by wleźć na tamę o brzasku.
Około 6 docieramy do Wołosatego gdzie czeka na nas stęskniona para :) Okazuje się, że na końcowym odcinku Ustrzyki Grn. - Wołosate złapałem kapcia :(
W te pędy wyciągamy brovarexy i rozpoczynamy przywitanie z górami :), znajdujemy kemping, lokujemy się tam, rozstawiamy grila i rozpoczynamy oficjalnie drugi dzień zlotu :)
Około południa zbieramy się w sobie i uderzamy na pierwszą przechadzkę górskimi szlakami. Cel wyprawy: najwyższy szczyt bieszczadzki - Tarnica(1346).
Po dotarciu na górę z osuszaniem brovarów po drodze, kilka pamiątkowych fotek i złazimy na dół.
Zjadamy obiadek w jedynej jadłodajni we wsi i resztę dnia spędzamy na kempingu przy grilu i gitarce, zaś płynący sobie po sąsiedzku strumyk pięknie robił robotę w kwestii chłodzenia piva.
Z racji nieprzespanej nocy, spędzonej w drodze, niedziela straśnie nam sie dłużyła. Tak naprawdę to doszliśmy do wniosku, że chyba było tych niedziel ze cztery pod rząd.
Niestety wieczorkiem załoga jednej z SSB musiała wrócić do Rzeszowa, by w poniedziałek stawić się w pracy :( obiecali jednak, że w środę wrócą ze zdwojoną energią :) Przy okazji zabrali moje poniszczone koło celem nareperowania go.
04.06 (poniedziałek)
Budzimy się o poranku, pijemy rozruchowego bronka (albo dwa) :) zjadamy śniadanko. Plan na dzień dzisiejszy: szlak w kształcie pętli wysuniętej najdalej na południowy-wschód Polski.
W okolicach południa wyruszamy w góry, tym razem kierujemy się drogą do granicy z Ukrainą,
po czym odbijamy pod górę na Rozsypaniec(1280). Dalej przez Halicz(1333) i Siodło pod Tarnicą(1275) wracamy do Wołosatego.
Niestety w czasie jak byliśmy w górach na nasz kemping przyjechał autokar i nawiózł gówniażerii :/ Szczęśliwie w żarłodajni zorganizowana była dla nich dyskomułka, więc szczylikutniki mieliśmy z głowy, ale o prysznicu też można było zapomnieć :( Na miejscu więc zorganizowaliśmy sobie własną rozrywkę: szamanko, brovarki, ognicho, gitarka :)
05.06 (wtorek)
Budzimy się o poranku, pijemy rozruchowego bronka (kto może), zjadamy śniadanko. Plan na dzień dzisiejszy: wypicie baru w "Bazie".
Pakujemy mandżur do aut i ruszamy do wsi Wetlina.
Tutaj lokujemy się na gościnnej zawsze posesji Bacy Staszka
i idziemy sie relaksować nad strumyk. Włazimy na fajna skalistą wysepkę i chłodząc się wewnętrzne ekstraktem z chmielu, łapiemy zewnętrznie ciepło słoneczka :)
Wieczorem udajemy się do "BAZY LUDZI Z MGŁY", czego skutki odczujemy o poranku dnia następnego...
06.06 (środa)
Budzimy się o poranku, pijemy rozruchowego bronka (albo dwa), zjadamy śniadanko. Plan na dzień dzisiejszy: śmigamy na Rawki i zdobywamy Kremenaros(1221) :)
Niestety pobyt w "Bazie" dnia poprzedniego zdruzgotał morale części zlotowiczów, więc w szóstkę (Amatory, Grzesieki no i my) bryknęliśmy busikiem na przełęcz pod Rawkami skąd ostro wydarliśmy pod górę by stanąć na styku trzech granic.
Niestety, po około 1.5 km ciężkiego podejścia ktoś niecnie umieścił schronisko, w którym (co najgorsze) mieli zimne, pyszne pivko i smaczną jajecznicę.
I w ten oto sposób idea zdobycia Kremenaros legła na łopatkach a my po kilku pivach czasu wróciliśmy na przełęcz i busikiem do Wetliny.
Po obiadku dotarły do nas jeszcze dwie SSB: jedna z Rzeszowa z Rozjechanymi i Zuqami na pokładzie, a druga z Płocka z Myszami i Bobikiem. Zatem pełnym składem udaliśmy się do... no kto zgadnie gdzie?? A jakże! Do "Bazy"! Co tu dużo pisać, lekko nie było :p. Na nocleg znów wróciliśmy jakoś późno i jeszcze Treetop gdzieś nam się zawieruszył :)
07.06 (czwartek)
Budzimy się o poranku, pijemy rozruchowego bronka (albo dwa), zjadamy śniadanko.
Plan na dzień dzisiejszy: Połonina Wetlińska.
Około śniadania dojeżdża do nas Granadka z Kraśnika dowożąc Walentów :) Po przywitaniu wyruszamy na szlak w składzie Amatory, Grzesieki, Rozjechani, Walenty, Gryzie. Mientkie siurki zaś, poniszczeni dnia poprzedniego w "Bazie", zostają na kempingu i szukają motywacji do dalszego życia :)
Tymczasem my podziwiamy piękne widoki z połoniny i docieramy w końcu do schroniska "Chatka Puchatka(1228)".
Tu sytuacja nas mile zaskoczyła. Odkąd pamiętam, to w "Chatce" zawsze pivo mieli ciepłe i cholernie drogie :( a tym razem pivko było zimniutkie i do tego w przystępnej cenie :D
Nie siedzieliśmy tu jednak długo, bo plan był by zejść na dół do Berechów i tam się nabrovarzyć na kempingu.
Niestety okazało się że pivo w Berechach zacznie się pojawiać dopiero w okolicach połowy lipca :/ wróciliśmy więc busikiem do Wetliny, gdzie w czasie naszej nieobecności z Brzozowa dojechali golfiną Mishq ze szwagrem i poniszczyli voodką obozujace u Bacy mientkie siurki. Jak nas zobaczyli, to wsiedli w golfinę i tyle ich widziano :)
Wieczorkiem rozpaliliśmy sobie gryllika i przy browarku kontemplowaliśmy piękne okoliczności przyrody... i tego... niepowtarzalne. Większość zajadała się specyjałem zlotu, czyli grillowanym oscypem.
W nocy mieliśmy jakiś najazd obcego na nasze pozycje osiedleńcze. Najazd zakończył się mordobiciem, strat u nas nie odnotowano :)
08.06 (piątek)
Budzimy się o poranku, pijemy rozruchowego bronka (kto może), zjadamy śniadanko. Plan na dzień dzisiejszy: wypicie baru w "Siekierezadzie".
Pakujemy mandżur do aut,
dokonujemy wpisu w pamiątkowej księdze Bacy
i ruszamy do Cisnej.
Na miejscu lokalizujemy sie w schronisku "Pod Honem" zajmując cały strych :) By dojechać pod schronisko trzeba było zaliczyć podjazd odcinkiem górskim i z zakrętem :)
Zjadamy żurek i idziemy nad strumyk porzucać się kamieniami :)
a wczesnym wieczorkiem podbijamy do Siekierezady :)
Dla mnie i dla Myszy ten wypad kończy się na komisariacie :| Później jeszcze dopijamy się w jakiejś knajpce.
09.06 (sobota)
Budzimy się o poranku, pijemy rozruchowego bronka (albo dwa), zjadamy śniadanko. Plan na dzień dzisiejszy: bliżej niesprecyzowany.
Spędzamy dzień popijając pivko nad strumykiem, strasząc kolejkę wąskotorową :D
i szwędając się po okolicy bez celu :)
Yyy... którędy teraz???
Wieczorem na łące przy schronisku rozpalamy ognicho i przy pivku i gitarce spędzamy ostatni wieczór w Bieczadach.
10.06 (niedziela)
Budzimy się o poranku, pijemy rozruchowego bronka (kto może), zjadamy śniadanko. Plan na dzień dzisiejszy: powrót do domów.
Pakujemy mandżur do aut
i ruszamy w drogę powrotną. Po drodze oczywiście zatrzymujemy się na obiadek w knajpie Dzida pod Rzeszowem, po czym jedziemy dalej. W Rzeszowie robimy kolejny postój, gdzie po zrobieniu fotek pamiątkowych pod "Wielką Pi..."
następuje pożegnanie i każdy odjeżdża w swoją drogę.
To chyba tyle. Za rok będziemy chcieli znowu się tu pojawić. Może wtedy uda nam się wreszcie zdobyć Kremenaros :)
Linkownia:
ftp://ftp.capri.pl/user/mysza/spoty%20i%20zloty/Biesczady2007/
ftp://ftp.capri.pl/user/gryziu/Bieszczady/
.