[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | dred |
Samochód: | Ford Transit Mk II 2.0 R4 Pinto Autostar 1983 "Chrupek, Kornik, Zgniluch" |
Status: | sprzedany (w posiadaniu od 2018-07-03 do 2024-05-22) |
Aktualizacja: | 2021-01-27 12:07:04 |
Trip wybrzeżem od granicy do granicy chodził mi po głowie od dawna. Długo przed tym jak okazało się, że poza Polską jest jeszcze inny świat i wcale nie należy się go bać. Ale jak już odkryłem, że Polska nie jest centrum świata, to jakoś nigdy nie składało się, aby go zrealizować, bo nad morzem byłem już ze 100 razy, a życie krótkie i ten inny świat jakoś miał większy magnetyzm i kazał jechać, oglądać i zwiedzać, bo może czasu zabraknąć lub też kolejna okazja może się nie powtórzyć. A nad polskie wybrzeże to jechać można w zasadzie w każdej chwili.
Tym razem jednak w podjęciu decyzji pomógł kolega o imieniu COVID i ogólnoeuropejski lockout. Wyjazd na projekt za granicę przerodził się w zdalna pracę, a że w miarę ogarnąłem to co robię to postanowiłem zrobić mobile office z kampera przez miesiąc. Było kilka stresujących sytuacji związanych z brakiem neta jak prowadzi się szkolenia czy prezentacje online, ale generalnie się udało. Okazało sie nagle, że także managerowie mają dzieci, które przeszkadzają w spotkaniach i już nie jest to "really unprofessional" jak dziecko wleci do pokoju i prosi akurat mówiącego uczestnika spotkania o kanapkę... Jakoś stało się to teraz normalne, zrozumiałe i akceptowalne dla wszystkich. To jeden z plusów dodatnich spotkania z kolegą COVIDem. Ale to nie o tym strona.
Można więc powiedzieć, że jeden z punktów o których kiedyś myślałem został zrealizowany i wykreślam go z listy w głowie.
Start 17 maja w 6 rocznicę pamiętnej imprezy na Torze Poznań (ślub dreda i Agaty) nie był przypadkiem tylko akcją celowo zaplanowaną. Powrót 18 czerwca, więc cały miesiąc został zutylizowany. Trzeba przyznać, że jeszcze tydzień by się przydał, bo pod koniec trochę już goniliśmy czas, aby na powrocie jeszcze o Zdwórz zahaczyć. Ale ostatecznie wszystko się udało.
Nad samym wybrzeżem byliśmy 3 tygodnie i teraz wiem, że powinny to być 4. Chyba, że część Świnoujście - Rowy zrobi się szybciej, a więcej czasu poświęci na wschodnią część wybrzeża, bo jest zdecydowanie ciekawsza. Ale tym napiszę jeszcze w podsumowaniu.
Na początek mapa jak zwykle:
Oczywiście Google kłamie bo dystans jest inny z uwagi na kręcenie się w koło bez celu niekiedy.
Wyszło łącznie 1850km, co jak na miesiąc jest dystansem żadnym, ale to nie o to tu chodziło. Jakoś mniej mam ostatnio ochotę jeździć. Optymalnie jest przemieszczanie się po 50km dziennie, a czasem nawet wcale i pozostanie w fajnych miejscach nawet po dni kilka.
Start jak wcześniej wspomniałem miał miejsce 17 maja z Mosiny k/Poznania. Dojazd do Świnoujścia czyli 330km zajął jakieś 3 dni:), ale to chyba właśnie o to chodzi, aby włóczyć się dookoła, trochę bez celu, a jak się już go znajdzie to, żeby nie cisnąć najprostszą droga, bo wiele można przeoczyć/stracić.
Kilka zdjęć z odcinka Świnoujście - Rowy. W zasadzie nic ciekawego/szczególnego.... Może poza tym, ze zdarzało się, że na kampingu byliśmy zupełnie sami. Zagranicznych turystów zupełnie brak, bo granice z niezrozumiałych powodów były jeszcze zamknięte. Generalnie poza kilkoma wyjątkami odcinka Świnoujście - Rowy nie polecam, bo prawie nie ma czego.... Plaża typowa jak nad Bałtykiem, a za wydmami od razu typowy nadmorski jarmark: gofery z cukierem, lody kręcone, tradycyjna polska kuchnia czyli kebab w wersji kutak w ciecie, hit ostatnich lat czyli głośniczki Bloetooth z disco polo w rękach pieńcet plusów w klapkach i białych skarpetkach. Co kto lubi.... Ja średnio...
Natomiast od Rowów na wschód to jakby zupełnie inne wybrzeże czy też morze było. Zdecydowanie bardziej ciekawie, wybrzeże spolaryzowane można znaleźć naprawdę warte zobaczenia miejsca. A i jarmark pieńcet plusów też jakby zdecydowanie mniejszy.
Rowy:
I dalej na wschód, aż do Władysławowa:
Mierzeja Helska i Hel. TAK, trafiliśmy na dzikie foki wygrzewające doopy na plaży:) Fajne stworzenia, całkiem przyzwyczajone do ludzi je obserwujących. Wcześniej tylko raz trafiliśmy na dzikie foki - w zeszłym roku w Szkocji.
Osłonino, Cypel Rewski, Mechelinki klif:
Ujście Wisły oraz odcinek do Mierzei Wiślanej. Samo ujście Wisły jest naprawdę ciekawym miejscem. Zresztą często ujścia rzek warto zobaczyć, bo tworzą się tam swoiste ekosystemy i chmary wszelkiego rodzaju ptactwa maja tam swoje siedliska. Do Ornithological Park of Pont de Gau, które odwiedziliśmy w lutym się nie umywa, ale jak najbardziej polecam, bo warto zobaczyć:
Trafiłem też na resztki Capri MK1 upolowane przez Michała Koniecznego kilka tygodni wcześniej:
Mierzeja Wiślana:
Prosto z granicy z Obwodem Kaliningradzkim popędziliśmy na kilka dni do Zdworza i w sumie zostaliśmy tam prawie tydzień....
Na powrocie jeszcze jeden dzień Łuszczewo - Marina Horyzont. Genialne miejsce - znowu byliśmy zupełnie sami mając całą przestrzeń na wyłączność.
Podsumowanie:
W zasadzie to chyba już wcześniej w treści się podsumowałem, ale w kilku punktach:
- wybrzeże od granicy z Niemcami do Rowów - NIE;
- wybrzeże od Rowów na wschód - TAK;
- najlepszy kawałek jak dla mnie to fragment od Władysławowa do Gdyni; zupełnie niedoceniany przez Polaków;
- Mierzeja Wiślana - ok poza Krynicą Morska, bo tam raczej festyn;
...
Czy było warto? NA PEWNO.
Czy chciałbym to powtórzyć? Raczej nie i jeśli granicę pozostaną otwarte to raczej za szybko tego nie powtórzę.
Jak wypada Bałtyk w porównaniu do innych mórz i oceanów, które widziałem? No cóż. Teraz narażę się pewnie prawdziwym patriotą i powiem, że dość blado niestety. Tak, wiem że powinienem chwalić wniebogłosy, bo to nasz, polski itd., ale kłamać nie będę. Jest ok, ale widziałem z 1500 ładniejszych kawałków wybrzeży. Gorsze oczywiście też....
Next trip coming soon.... stay tuned.