[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | dred |
Samochód: | Ford Transit Mk II 2.0 R4 Pinto Autostar 1983 "Chrupek, Kornik, Zgniluch" |
Status: | sprzedany (w posiadaniu od 2018-07-03 do 2024-05-22) |
Aktualizacja: | 2019-12-04 17:25:33 |
Miałem nadzieję, że z wiekiem głupie pomysły będą coraz rzadziej przychodziły mi do głowy. Niestety myliłem się. Mam ich coraz wiecej... Szkoda słów...
Na początek mapka, bo nauczył mnie pewien indianin na YT jak zrobić taką z dużą ilością punktów:
Wystartowaliśmy w sobote 15 czerwca. Oczywiście jak zwykle z poślizgiem - tym razem jeden dzień. Założenie było, aby nie jeździć autostradami, bo to jedna z dwóch najbardziej pedalskich rzeczy w kamperowaniu obok posiadania TV. W zasadzie poza drobnymi wyjątkami udało się to zrealizować.
Jeśli chodzi o spalanie i prędkości podróżne to mogę powiedzieć, że były odpowiednie i nie zamierzam tutaj bić gruchy nad żadnym z tych tematów. Po prostu i jedno i drugie było. Kamper spalał LPG, ani razu go nie produkując oraz poruszał się do przodu, a nie do tyłu. Tyle - jak ktoś chce o tym pogadać to odsyłam na FB. Tam na pewno znajdzie się sporo chętnych, aby podyskutować, bo zazwyczaj siedzą przed kompem i niewiele w życiu zobaczo.
Korzystaliśmy głównie z darmowych miejsc noclegowych wyszukiwanych poprzez park4night, zjeżdżając na kampingi co któryś dzień, aby uzupełnić czystą wodę i opróżnić zbiorniki na szarą i czarną wodę.
Pierwszego dnia przekroczyliśmy granicę z Niemcami. Od razu poczułem ulgę wyjeżdżając z tego okupowanego kraju. Jakoś tak lżej sie zrobiło...
W dwa dni dotarliśmy w okolice Gunderhanusen w Niemczech, gdzie musiałem jeszcze dokończyć support podczas hypercare po go-live u klienta.
W kolejny weekend był zlot z okazji 50-ciolecia Capri w Speyer. Spotkaliśmy się w Muzeum Techniki w Sinsheim z Marianem212 i MikeB4. Concorde to ch#$, mają tam ten radzeicki gruz TU144. Po kilku godzinach łażenia pojechaliśmy wspólnie na weekend do Speyer.
Ostatni tydzień czerwca był zarazem ostatnim tygodniem hypercare na projekcie, więc polecieliśmy przez Francję i Belgię w stronę UK. Po drodze zwiedzanie Dunkierki i nastepnie prom Calais - Dover. W porcie w Calais pierwsza ekipa ze Złombolu i masa innego żelastwa, bo jakieś wyścigi, rajdy czy coś takiego było.
Zgodnie z planem we wtorek 2 lipca stawiłem się w Stoke on Trent na zmywaku na 3 dni. Po kilu godzinach dołączył Młody_WFE z Baśką jadący w złombolu:)
Po 3 dniach w Stoke on Trent pierwszy wypad kamperem - zachodnie wybrzeże Walii.
Dyffryn Ardudwy, Llwyngwril i inne miejscowości, których mój aparat gębowy nie jest w stanie wymówić. Nie potrafią ich wymówić również Anglicy, bo poprosiłem o przeczytanie.
Drugi tydzień lipca to zmywak w Halesowen niedaleko Birmingham, a od razu po nim kolejny kilkudniowy wypad. Tym razem las Sherwood, Nothingham i Robin Hood.
Trzeci tydzień lipca to zmywak w Heckmondwike w okolicach Leeds.
Tam upolowałem zdecydowanie najfajniejszy samochód na wyjeżdzie. Nawet dwa - widocznie jakiś fanatyk, pasjonata czy też inny koneser jak piszo Janusze na olx sprzedając kupę gruzu w cenie całej wywrotki.
Po zmywaku w Hecki nastąpiła przerwa w zmywaniu i skupiliśmy się na wyprawie przez kolejne 4,5 tygodnia. Z tego powodu miksy zdjęć, bo za dużo tego aby dzielić i komentować. Między innymi: Jezioro Loch Ness i koleś, który od 1991 wypatruje zawodowo potwora, wyspa Skye, trasa North Coast 500, Orkady etc. Żryjcie:)
Miks część 1
Na campingu w Durness spotkalismy szaleńca z centralnej Anglii co robił NC takim badziewiem. Poległo w połowie..... Padła cewka, a znalezienie drugiej cewki 6V nie jest proste na końcu świata. No cóż - ja zapasową zawsze wożę ze sobą w kamperze.
I oczywiście musiało sie zjebać!
Od jakiegoś czasu dochodzily do naszych uszu w kabinie podczas jazdy dźwięki typowe dla zużytych łożysk kół przednich. Wymieniłem ich w życiu z 30, więc wszelkiego rodzaju nieprawidłowości z łożyskami słyszę już 500km zanim zaczną być słyszalne. W związku z brakiem chęci do odkopywania lewarka i sprawdzenia o co chodzi po prostu jechaliśmy. Ale po pewnym czasie temat stał się już na tyle głośny, że dalsza jazda była mało poważna, a jedno rozsypanie się łożyska na puzzle w czasie jazdy już mam na koncie. Dziękuje, więcej nie trzeba. Dojechałem do jakiegoś hotelu i w jakieś 1,5 godziny bez pośpiechu ogarnąłem temat montując zapasowy zestaw z lewej kieszeni bojówek. A teraz do rzeczy: Czy może mi ktoś wyjaśnić dlaczego jakość części wytwarzanych przez korporacje jest taka parszywa? Nowe łożyska CX. Po 6 tysiącach km powierzchnia rolek ma wżery i nadają się tylko jako amunicja na ludzi którzy to wytwarzają/projektują.Z każdym rokiem części zamienne które kupuje są robione z coraz większego gównolitu.... I to nie pierwszy raz. W Granadach też wymieniam co max 20 tysięcy km. Ale ostatecznie ogarnięte.
TAKI CHOOJ!
Zapakowaliśmy się do Transola i jazda dalej w drogę. Po 50 metrach znowu niepokojący dźwięk z podwozia. Wtedy to już byłem lekko wq%^&*y. Diagnoza nie byla celna, chyba to mnie najbardziej zabolalo. A lożysko i tak bylo powoli do wymiany, wiec praca nie poszla na marne. No nic, jedziemy. Po kilku kilometrach zrobilo sie ciszej, ale jakoś spokoju nie dawało. Decyzja - zjazd na parking i sprawdzamy tylne łożyska (tych niestety w kieszeni nie wożę, bo ich wymiana na poboczu byłaby dość skomplikowana). Lewarek pod most z prawej strony i jazda do góry. Koło w powietrzu i szarpiemy. Luz na kilka cm. No pięknie, łożysko się rozsypało. W tym momencie nastąpił mały wypadek.... Auto spadło z lewarka, a niestety moja dłoń była na płasko pod kołem...... Jakieś 700kg spadło mi na dłoń i nie chcialo zjeść. Średnio przyjemne uczucie. W każdym razie z pomocą żony i nóg udało mi się przepchnąć auto na biegu, aby zjechało z mojej dłoni. Po tym momencie nastąpiła 15 minutowa przerwa w działaniu w celu uratowania kończyny. Wkłady mrożące z lodówki się przydajo.
Po opanowaniu sytuacji i stwierdzeniu, że jednak amputacja nie będzie konieczna (tylko 4 paznokcie zejdą itd.) przystąpiłem do dalszego działania. Tym razem znalazłem na pobliskim płocie cegłę, którą podłożylem pod most. Ot tak, na wszelki wypadek. Żeby czasem auto mi nie spadło na rękę... Polecam - działa.
Auto podniesione, test - szarpie kolo jak student kebsona. Koło lata jak żyd wiadomo gdzie. No to teraz jesteśmy w dupie..... Jeszcze trochę pojedziemy, a w poniedziałek warsztat w Thurso, gdzie może po kilku dniach dowiozą łożysko do takiego wynalazku, którego nikt tam nie widział już z 20 lat z ichniejszego Inter Carsu. Ale nic, zdejmę mimo wszystko koło i bęben hamulcowy, aby zobaczyć jak bardzo jest źle. Śrubokręt, pyk kapselek chromowany out. Resztę dopowiedzcie sobie już sami patrząc na zdjęcia....
Dla tych mniej bystrych i z korporacji: koło się odkręciło.
Naprawione i pojechaliśmy dalej. Po jednej dobrej nakrętce zabrałem z pozostałych 4 kół. Szpilki trochę dostały po dupie, otwory w felgach też, ale auto przejechało juz po tym z 5000km i jest git.
Miks część 2
North Coast 500, John o'Groats
Respect dla ekipy z Mini za przyjazd na sam koniec świata (John o'Groats). Disrespect za to, że w towarzystwie plastika.. Już chyba lepiej byłoby przyczepkę ciagnąć.
Podczas przeprawy na Orkady mała stłuczka z naczepą z winy pracownika firmy promowej. Straty, bagażnik rowerowy i uszkodzona ściana tylna (sprawa odszkodowania nadal w toku).
Miks część 3 - ostatnia
Gnicie Pacera w kombi na Orkadach w 2019 roku - no po prostu mistrz!!
British Commercial Vehicles Museum w Leyland - tak tak, kiedyś brytyjska motoryzacja była potęgą. Niestety potem Związki Zawodowe (czyt. pier#%^e nieroby) skutecznie ją zlikwidowały.....
Co dalej? Zobaczymy, ale ostrzegam. Normalne pomysły w mojej głowie już dawno sie skończyły. A może nigdy ich nie było????