[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | Chinodios |
Samochód: | Ford Capri Mk II brak silnika 1976 "Dawca" |
Status: | sprzedany (w posiadaniu od 2018-04-21 do 2018-10-31) |
Aktualizacja: | 2018-08-02 09:44:54 |
Miał być biorcą, a stał się dawcą....
Z uwagi na brak dobrego i w miarę taniego egzemplarza Capri w wersji mk2 postanowiłem kupić dwa i zrobić z nich jednego. W zasadzie oba egzemplarze były już rozebrane, bo pewnie same były już wcześniej dawcami części. Niektórych elementów brakuje, a inne mam podwójne, a nawet poczwórne. Żeby było ciekawiej, okazało się, że oba auta są, a raczej były w wersji Ghia i w dodatku w tym samym kolorze wnętrza, czyli rudo brązowy beż.
Po wstępnych oględzinach został wytypowany dawca i biorca. Dawca w pierwszej kolejności miał oddać biorcy swój dach z oryginalnym szyberdachem (biorca ma szyber nieoryginalny). Niestety okazało się, że biorca jest co prawda po blacharce i lakierowaniu, ale prace były wykonane dość pośpiesznie. Żeby było ciekawiej, to wytypowany Biorca kiedyś stał w Poznaniu i pod Poznań po latach wrócił i tak historia zatoczyła koło.
Od Kolegi cOka wiem, że auto było kupione ok. 2003 roku przez gościa/albiego i po drobnych modyfikacjach pojechało na Gryźliny w 2003. Później ponoć trafiło na Śląsk, a ja przywiozłem je wiosną 2018 na przyczepie z Radomska. Na pierwszym postoju po 120 km drogi zorientowałem się, że chyba czegoś z karoserii brakuje. Z przerażeniem odkryłem, że nie ma maski!!! Chcąc się upewnić zajrzałem do zdjęć w telefonie, które zrobiłem przed wyjazdem i niestety na zdjęciach maska była (zdjęcia nr 9 i 10). Momentalnie zbladłem i oblałem się zimnym potem. Przecież taka spadająca w czasie jazdy maska mogła kogoś zabić lub ktoś mógł na nią wjechać i w najlepszym wypadku uszkodzić sobie opony albo samochód! Nie zauważyłem kiedy to się stało, bo na przyczepie auto stało tyłem do kierunku jazdy. W tej samej chwili usłyszałem sygnały jadących w przeciwnym kierunku radiowozów. W jednej chwili całe życie przebiegło mi przed oczami. Pomyślałem, że jak nic pójdę siedzieć przez tę maskę, bo mogłem przecież sprawdzić, czy jest przykręcona, czy tylko luźno położona...Na szczęście nic nikomu się nie stało. Zadałem sobie pytanie, czy cofnąć się te 120 km i szukać tej maski, czy odpuścić? Postanowiłem zawrócić do Piotrkowa i jej poszukać. Znalazła się nieuszkodzona. Podmuch wiatru skierował ją na szczęście do rowu, a nie na drogę.
Na razie będzie dawcą, ale jeśli mimo wszystko da się go kiedyś uratować, to na pewno podejmę taką próbę.