[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | Kropla |
Samochód: | Ford Capri Mk III 2.0 R4 Pinto GL 1981 "little pony" |
Status: | sprzedany (w posiadaniu od 2011-05-15 do 2013-08-30) |
Aktualizacja: | 2013-09-04 14:14:46 |
Ford Capri mkIII 2.0R4 1981r - Prolog
Choroba zwana Capri jest znana nie od dziś. Tylko nieliczni mogli doświadczyć tego wspaniałego dzieła, bo nie ukrywajmy, nie spotkamy jej wszędzie. Kto tylko choć raz zobaczył te obłe kształty w cudownym nadwoziu coupe zakochał się, a jeśli nie była to miłość od pierwszego spojrzenia, to na bardzo długo zapadł ten wyjątkowy obraz w jego pamięci, tworząc coraz większe spustoszenie, prowadząc do nieprzespanych nocy. Bardziej oporni próbowali się przed tym bronić, lecz gdy tylko zamykali oczy ona znów powracała ze zdwojoną siła… Tak pewnie zaczynała się historia nie jednego z nas, i koniec jest nam bardzo dobrze znany…
Moja historia i miłość do Capri jest bardzo objazdowa, ale w końcu do niej trafiam. Pierwsza miłość i największa to nadal Ford Mustang Fastback z lat 67-68 i to od niej wszystko się zaczęło i mam nadzieję, że kiedyś się na niej zakończy… Historię czas zacząć, Ci wytrwalsi może przeczytają do końca:)
Mamy początek lipca 2000 roku, na ekrany polskich kin wchodzi film „60 sekund” z Nicolasem Cage’m. Wówczas mam prawie 14 lat i dumnie idę sam do kina, gdyż film jest od 12 lat i nikt mi nawet nie zwróci uwagi przy okienku biletowym, że nie mogę wejść bez opiekuna a co gorsze w ogóle Tak więc po dokonaniu wszelkich formalności, siadam wygodnie i się zaczyna. Fabuła filmu pewnie jest wszystkim znana... Tak sobie spokojnie oglądałem film, czasami bardziej pobudzony jak zobaczyłem jakąś starą gablotę, Już wówczas wiedziałem, że nowe auta nie powodują u mnie szybszego bicia serca. Apogeum jednak osiągnęła scena końcowa, gdy przyszło kraść ostatni samochód. Jej idealna linia, muzyka gdy Memphis wchodzi do garażu i ja głaszczę, rozmowa z nią, żeby była spokojna i nie galopowała za szybko. Potem tylko ryk V8 i kupa dymu… Smutny los ją niestety spotkał i prawię płakałem, szok jednak pozostał do samego końca. Zahipnotyzowany wróciłem do domu, wówczas jeszcze nie wiedząc co to za auto, jedynie że jest stare i ma potężny silnik V8 Internetu w domu nie miałem, ani nawet komputera, dobrze, że gazety zostały i były ogólnodostępne w sklepach. Z miesiąca na miesiąc chłonąłem wiedzę na temat starych aut, głównie zza oceanu, z początku lat sześćdziesiątych do wczesnych lat siedemdziesiątych. Te lata wydawały mi się najpiękniejsze dla amerykańskiej motoryzacji. W Polsce wówczas nie było za bardzo czym się pochwalić, jeżeli chodzi o typowo polską motoryzację. Jedyne auto do którego odnosiłem się z szacunkiem i bardzo mi się podobało to był Fiat 125p, pewnie dlatego, że w jakimś minimalnym stopniu przypominał mi Forda Mustanga, choć do tej pory nie wiem z której strony. Możliwe, że przez te chromowane zderzaki i tylne wzdłużne światła we wczesnych modelach:) Reasumując: Wiedziałem że to jest właśnie to, co mi się najbardziej podoba, potężne silniki V8 o niewyobrażalnych pojemnościach i przerażającej mocy a najbardziej co zapadło mi w pamięci to Ford Mustang GT500 z 1967 roku. Szybko jednak zorientowałem się, że Shelby raczej nigdy nie będzie w moim zasięgu, i wiedziałem że pozostanie tylko marzeniem. Miłość trwa jednak do tej pory i trzy nawet stoją u mnie:) Szkoda tylko, że w skali 1:18
Mijały lata, kolekcja samochodzików i gazet związana z motoryzacją z lat 60 i 70 rosła, dołączył także film 60 sekund, który dostałem w prezencie od kumpla (dzięki!) i mniej więcej pod koniec 2004 roku, gdy w domu pojawił się komputer i dostęp do internetu, miałem okazję obejrzeć film „Bullitt” z 68r z rewelacyjnym Stevem McQueen’em i równie fantastycznym autem – Ford Mustang GT390 Fastback 68’ w kolorze Highland Green. Legendarna już scena pościgu i pojedynku Mustanga z Dodgem Chargerem zgwałciła moją psychikę i pozostawiła ogromny ślad. Oczywiście film dołączył do mojej kolekcji:) Nie minęło za dużo czasu od Bullitta a już na horyzoncie pojawił się „Vanishing Point” z 71r i znajomo brzmiące, jakby polskie nazwisko Kowalski, które przewijało się przez cały film. Tym bardziej byłem dumny oglądając film. Fantastyczny Dodge Challenger R/T z 1970 roku był dopełnieniem całości. Niestety smutny koniec i podsumowując pościg: Kowalski vs Gliny 0:1
Przez ponad pięć lat żyłem w błogiej nieświadomości, że „Gone in 60 Seconds” to jedyny film i drugiego o takim samym tytule nie ma. Jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że w 1974 roku powstał film o takim samym tytule, reżyserii H.B Halicki, który jest o niebo lepszy od „starego” ponieważ, przede wszystkim ma klimat i nikomu nie przyszło do głowy zakładać „plastiku” na piękne klasyczne nadwozie. W głównej roli mamy okazję zobaczyć Mustanga Mach 1 z 73 roku, nazywanym także Eleanor, jak fabryka stworzyła, a nie jak to miało miejsce w remake’u z Nikolasem Cage’m. Dodatkowo gwoździem do trumny było, że w filmie z 2000 roku użyto Fastback’a z lat 67-68 ( przecież jest ich tak mało:/ ) i zostały one przerabiane jedynie na GT500. Jedyny, oryginalny Shelby wystąpił pod koniec filmu, który był prezentem od brata Memphis’a i to ratuje moje dzieciństwo, bo już myślałem, że przez cały film mnie okłamywano:)
30 listopada 2005r – osiemnaste urodziny! Nie robiłem żadnych „super słodkich urodzin” ani nie chodziłem pijany przez tydzień czasu, tak naprawdę to nic nie robiłem. Rodzice za to wpadli na genialny jak dla mnie pomysł i w dniu mojej osiemnastki, od rodziców dostałem prezent w postaci portfela z pieniędzmi na auto. Kasy było odpowiednio, według wyliczeń, za każdy dzień odkąd się urodziłem, aż do osiemnastych dostaje 1zł (wytrwalsi sobie policzą) Tak wiec reasumując, Mustanga sobie za to nie kupię a golfa i bmw nie chce. Rachunek prosty, nic nie kupuje a kasa idzie na lokatę i będzie „rosła” Dodatkowym plusem osiemnastych urodzin jest, że w końcu mogłem zacząć robić prawo jazdy. Jaka była moja radość, że to już teraz i że jestem nareszcie „dorosły” Zdałem za pierwszym razem, więc duma była jeszcze większa i rodzice chyba też się cieszyli, bo kontynuowałem tradycje rodzinne, gdzie zdaję się za pierwszym razem:]
Skończyłem Technikum Samochodowe i zdałem maturę, ale auta dalej nie było. Żyłem dalej marzeniami i nie wiedziałem co kupić, a plastikiem jeździć nie będę i kropka. Przełom nastąpił dopiero w 2007 roku gdy stwierdziłem, że żadnego muscle car’a mieć nie będę, to chociaż garbusa sobie kupię najlepiej z 67’ bo jakieś nawiązanie do ukochanego mustanga musi być. Kasy akurat, choć lokata to kiepski pomysł (nigdy więcej). Zaczęło się szukanie, oczywiście oryginalnego w miarę blisko. Kilkanaście telefonów i wybrałem tylko dwa w miarę rozsądnej cenie. Jeden z Poznania po „generalnym remoncie” jednak nie był po remoncie na tyle, na ile sprzedawca się zarzekał, a drugi z Gdyni, którego w dzień mojego wyjazdu ktoś kupił. Później poszukiwania trochę ustąpiły, aż całkiem zanikły.
Rok 2007 to również wielki przełom, ponieważ całkiem przez przypadek dowiedziałem się o stronie Capri.pl a to wszystko przez hasło w wyszukiwarce „europejski mustang” i jakimś cudem dotarłem tutaj. Nieprzespane noce, przeglądanie zdjęć i czytanie historii ludzi którzy kupowali tę piękne maszyny, niekiedy w kiepskim stanie, by potem z poczwary stworzyć pięknego pełnego gracji motyla. Ludzie z pasją, którzy chronią legendy motoryzacji niekiedy przed zagładą. Nie ukrywam, że najbardziej pochłonęła mnie czytanie historii o Capri mk3 i tak już zostało. Wszystkie są piękne, wiadomo, ale akurat mk3 zrobiło na mnie największe wrażenie. Niektóre historie pamiętam do dziś, choć nie wiem jak wyglądają auta i właścicieli też nie kojarzę. Czy to historia o urwanym wale podczas drogi do domu, nie działających światłach i wycieraczkach w deszcz, przeciekające uszczelki szyb itp. Ubaw czasami po pachy jak się czytało i stwierdziłem, że ja też tak chcę. Chcę mięć takie Capri mk3, co czasami się zepsuje, czasami nie odpali, ale jak się z nią porozmawia i ładnie poprosi to pojedzie z Tobą dalej. Auto na dobre i na złe które o Ciebie zadba jak Ty o nie pierwszy zadbasz, a przede wszystkim auto które ma dusze i wiele już widziało na swojej drodze. Zdecydowałem, że wcześniej czy później będę taką miał, choć z kasą było jak na razie krucho, żeby spełnić marzenie. Stronę jednak odwiedzałem regularnie i na bieżąco śledziłem wydarzenia:] Tak zaczął się początek choroby zwanej „Capri” i na domiar złego, albo na szczęście choroba zaczęła postępować…
Poszedłem do wojska, spokój na 9 miesięcy. Mundur zmienił mój światopogląd ale nie złamał ducha i z choroby się nie wyleczyłem. Wciąż marzyłem o niej….
Przyszedł rok 2010, za dużo się nie zmieniło, poza tym że mundur został na stałe i pieniążki się uzbierały, a tym samym dołączyły do „osiemnastkowych” Uzbierała się pokaźna suma jak dla mnie i w maju mogłem w końcu rozglądać się za Capri:) Miał być oryginalny stan, z minimalnymi ułomnościami w postaci fantazji poprzednich właścicieli, bez gazu i najlepiej V6 2.0 albo 2.3 na miarę amerykańskiego Mustanga. Troszeczkę się zdziwiłem jak na portalach aukcyjnych nie znalazłem ani jednego wymarzonego mk3. Jedynie co jakiś czas wychodziło coś na powierzchnie, ale średnio dwa na miesiąc, lub też jeden. Szukania trwały, pełna parą ale bez większych efektów, bo ani jednego jeszcze nie zobaczyłem na żywo. Zacząłem rozważać sprowadzenie Capri z Niemiec, ale ceny szybko ostudziły mój zapał i wróciłem na polskie portale. Dobijamy do połowy lipca i wreszcie jest ona, moja wymarzona, ale patrzę pod maskę a tam rzędowa czwórka… No dobra, może być, przynajmniej dwa litry. Kolejne ale, ona ma gaz… To nic, może być, najwyżej się wymontuje. „Pali tylko na gazie, gaźnik do regeneracji” To nic, się zrobi:) Ale kolor… kolor ratował wszystkie niedoskonałości. Biały, ładnie zachowany, bez udziwnień, to jest to. Teraz tylko zmienić nazwisko na Kowalski, wrzucić CB radio i śmiać się z policji. Już wiem, że kupię, choć jeszcze nie dzwoniłem do gościa. Czytam w końcu opis dokładnie, i dowiaduje się że kupiony od studenta z Warszawy, a obecnie w Krakowie. Chwila… Z pół roku temu czytałem historię o „Capri studenta” Kolor się zgadza, silnik, felgi też, szybko na Capri.pl no i rzeczywiście, pamięć mnie nie zawiodła. Trochę więcej dowiedziałem się ze strony, przed telefonem do obecnego właściciela. W końcu telefon, po uprzednim spisaniu pytań o co zapytać i żeby niczego nie zapomnieć. Po trzydziestu minutach rozmowy, wiem co chce, albo co chciałem usłyszeć. Telefon do dziewczyny, oczywiście muszę pochwalić się poszukiwaniami. Zaczyna się rozmowa: „Po co ci takie stare auto?”. Wysłałem maila ze zdjęciami, po czym telefon: „no ładne jest, ale czy to będzie jeździć?” Wytłumaczyłem wszystko, i miałem sprzymierzeńca w tym co robie:) Telefon do kumpla, że po służbie jedziemy kupić auto, z przewagą słowa kupić. Przyszedł dzień służby i Jacek dowiedział się co chcę kupić, a po zagłębieniu się w szczegóły jeszcze innych kolegów było prostowanie mojego nastawienia na kupno. Byłem bardzo oporny na argumenty i broniłem się jak mogłem przez 6 godzin ciągłego niemalże gadania z ich strony, że nie jest to dobry samochód na początek. Dopiero po rozmowie z Jarkiem i wytłumaczeniu tego i owego na temat starych aut trochę zrozumiałem. Okazało się, że Jarek jeździł swego czasu Fordem Consulem z silnikiem 1.7 V4 i sam wszystko przy nim robił, więc pojęcie miał i to niemałe. Zdecydowanie odradził wycieczkę i zakup akurat tego Capri i to za tą kasę. Na początek zasugerował coś współczesnego, a jeśli to nie będzie to „coś” to zawsze można wrócić do Capri. Wydało mi się to w miarę rozsądne, choć w głębi duszy wiedziałem, że Ją w jakiś sposób zdradziłem…
Miesiąc później kupiłem plastik co zwie się Audi A4, i tak toczyło się to życie, w nudnym do bólu samochodzie. Wsiadałem do auta, odpalałem, jechałem i tak w kółko. Co jakiś czas wymiana oleju, klocki hamulcowe, lanie benzyny i jazda dalej. Jedyny plus tego samochodu, to, że zawsze zawiózł mnie szybko do Asi:) Więcej plusów nie pamiętam, za zakup serdecznie żałuje i obiecuje poprawę, a Ciebie Capri proszę o pokutę i rozgrzeszenie…
Minął niecały rok, przez który nie wiedzieć jakim cudem udało mi się uciułać pewną sumkę pieniędzy, która miała być przeznaczona niewiadomo na co. Oczywiście przeglądanie Capri.pl nie odkładałem i zaglądałem tam regularnie po cichu płacząc, że jeżdżę plastikiem. Pewnego dnia nie wiedzieć skąd, jakby głos z wewnątrz dobiegający kazał sprawdzić ogłoszenia. Rzeczywiście, coś jest „Sprzedam Capri mk3” Cena 7500zł zachęciła mnie i to bardzo. Piękne błękitne Capri tylko spotęgowały doznania. Jednak jak się później okazało „kieras26” miał chwilę słabości i walkę z samym sobą, jednak uczucia wygrały i „Zocha” została z Nim. Po tym doświadczeniu już wiedziałem na co przeznaczę pieniążki… W tajemnicy przed wszystkimi, że mam odłożone trochę grosza i żeby tylko nikt mi pomysłu znowu nie próbował wybić z głowy napisałem ogłoszenie mniej więcej takiej treści: „Zdecydowanie kupię Forda Capri mk3 najlepiej R4 2.0 Kolor mało istotny, w miarę oryginalny, nie przerabiany, kompletny, sprawny z aktualnym OC i przeglądem, cena do 7000zł i to jest max” Kilka propozycji na maila (dziękuje za propozycje) jednak zawsze coś nie pasowało, ale wszystko szło w dobra stronę. Okazało się, że „Popcio” w tym samym czasie również poszukuje Capri, z tym że ogłoszenie dał wcześniej ode mnie i dostał propozycję od „Valhallen’a” w sprawie jego mk3. Auto „Valhallen’a” to było coś, zdecydowanie ponad poprzeczkę którą postawiłem w ogłoszeniu. Klasa sama w sobie, kolor, wnętrze, blacha w ogóle nie ruszana i zero szpachli, całość tworzyło jak dla mnie ideał, który był tak blisko, a jednak za daleko. Pierwszy podstawowy problem to była cena wyższa o 2000zł, których zwyczajnie nie miałem i nie wiedziałem skąd nawet wziąć. Drugim problemem wydał mi się „Popcio” choć nie sama osoba:) lecz chęć kupna przez Niego. Oczywiste było dla mnie, że ją weźmie, bo za tą cenę byłoby chyba grzechem się nie skusić. Pogodziłem się już z faktem, że ogłoszenie „Valhallen’a” jest już nieaktualne, albo będzie niebawem, jednak zaglądałem codziennie, by choć popatrzeć na same zdjęcia. Minęły chyba trzy dni, a może cztery? W sumie to nie wiem, bo kilka nocy nie przespałem i zdarzył się jakby cud! Ogłoszenie aktualne! Wiedziałem, że teraz albo nigdy, bo drugie takie Capri, z taką ceną i w takim stanie nie wypłynie przez rok, albo i dłużej. Kilka maili do właściciela, o próbach kupna na częściowe raty, zakończyły się niepowodzeniem, co było do przewidzenia, ale spróbować trzeba. Milion pomysłów jak zdobyć brakującą sumę pieniędzy. Audi nie sprzedam tak szybko, a nawet jeśli się uda to z dużą stratą, zamiana również nie wchodziła w grę, ale zapytać również trzeba było:) Może krótkoterminowy kredyt w banku? Ale moja podstawowa zasada i sumienie mówiło co innego „nie pożyczaj od złodziei” To może kumpel poratuje w potrzebie? Niestety nie ma, bo na ślub potrzeba. No i krótko mówiąc jestem głęboko… Choć auta na oczy nie widziałem to wiedziałem, że muszę po nią pojechać i będzie to na pewno strzał w dziesiątkę. Ostatnia deska ratunku, uderzam do rodziców, co powinienem zrobić w pierwszej kolejności. Rozmowa z mamą, naświetlenie sytuacji, po czym krótka piłka: „poczekaj na tatę aż wróci z pracy i pogadaj” No to myślę sobie, że raczej po zawodach, bo zacznie się rozmowa że „Po co mi drugie auto i gdzie będę je trzymał?” W końcu tato wrócił z pracy. Dałem chwile czasu na odpoczynek i atak! Rozmowa przerosła moje najśmielsze oczekiwania! Oczywiście za każdym razem musiałem opowiadać historię od samego początku, ale opłaciło się i dostałem brakujące pieniądze od rodziców. Oddać muszę dopiero jak sprzedam Audice, bo taki był plan od samego początku:) Uradowany, że mam brakującą sumę, dzwonie do „valhallen’a” pytając już o konkrety i umawiając się na oględziny. Rozmowa trwała z trzydzieści minut, po czym wykonałem kolejny telefon do kumpla, że szykuje się wycieczka do Warszawy na weekend i potrzebuje fachowca od silnika i innych mechanicznych spraw. Wszystko dograne i zapięte na ostatni guzik. Noc przed wyjazdem nie mogę spać, przekręcam się tylko z boku na bok, ale bezskutecznie, bo w głowie tylko jedna myśl – Ona jest już tak blisko… Kumpla na szczęście ostrzegłem, żeby patrzył na wszystko chłodnym okiem i z dystansem, bo ja mogę zacząć wariować i nie będę chciał nikogo słuchać:) Tak przygotowani ruszyliśmy w trasę do Warszawy. Na miejscu meldujemy się przed godziną dziewiętnastą, choć miało być wcześniej według planów, ale cóż… Karą za spóźnienie był okropny deszcz, który bardzo mnie zamartwił, bo pogodynka mówiła co innego, ehh… Telefon do właściciela, że jesteśmy na miejscu i problemy z odnalezieniem się nawzajem, ale w końcu widzę, jest i ona… Stoi pośród zwykłych szarych samochodów, krople deszczu spływają po jej delikatnej linii, aż prosi się by ją dotknąć i pogłaskać. Szyby zaparowane, już czuję tą chemię i widzę, że chce mi coś powiedzieć. Podchodzę coraz bliżej, troszeczkę nieśmiałym krokiem, po czym otwierają się drzwi i… Wychodzi ze środka właściciel… Krótkie przywitanie i jedziemy do podziemnego garażu. Pierwszy raz siedzę w Capri i jestem po prostu w szoku! Najbardziej co utkwiło mi z tamtej krótkiej chwili to zapach. Jakby połączenie zapachu wnętrza starych książek i skóry, coś wspaniałego. Jesteśmy na miejscu! Kumpel zajął się silnikiem i mechaniką, a ja oglądaniem nadwozia i podwozia. Nie było żadnego „ale” z mojej strony, bo wszystkiego dowiedziałem się od Rafała przez telefon. Niczego nie ukrył, co bardzo mi się spodobało i wydał mi się porządnym człowiekiem. Minęła może godzina i skończyliśmy oglądać autko:) w między czasie oczywiście padały jakieś pytania. Jedne mądrzejsze, drugie głupsze jak np. „Panie, a ile to pali?” Szybka konsultacja z kolegą i już jestem pewien, choć pewnie już byłem zdecydowany dzień przed wyjazdem:) Tak więc przyszedł ostatni test sprawdzający, a mianowicie jazda próbna. Strach i przerażenie zagościł w moich oczach, no ale trzeba się odważyć. Rafał tylko wyjechał z garażu, po czym się przesiedliśmy. Deszcz nie ustępował w ogóle a kałuże były coraz większe… Trzy głębokie wdechy i tłumaczenie się przed właścicielem, że jedyne stare auta jakimi jeździłem to były garbus i Star 266, podejrzewam że ani mnie ani Rafała pewnie nie uspokoiły. Przejęty do bólu usłyszałem tylko „Jak zgaśnie to nic się nie stanie, zawsze jest tak za pierwszym razem” Ale nie zgasła i ruszyłem za pierwszym razem! Może mnie wybrała i nie chciała, żebym aż tak się denerwował? Jadę! Na jedynce ale jadę! Sprzęgło i próba wbicia drugiego biegu, udała się po trzech sekundach. Nie wiem ile czasu trwała cała droga, ale zrobiliśmy coś jakby kółko i wróciliśmy z powrotem do garażu. Przez całą drogę widziałem jedynie potężnego garba na masce, który przesłaniał mi cały świat. Mokry asfalt a gdzieniegdzie kostka brukowa powodowało u mnie podwyższone bicie serca, a tym bardziej jak miałem gdzieś zakręcać. Obyło się bez atrakcji, na całe szczęście:) Po zajechaniu do garażu, nie było nawet co przeciągać rozmowy, tym bardziej, że robiło się coraz później, a jeszcze trzeba wrócić do domu na dwa auta i rano do pracy… Tak więc z bananem na twarzy poszliśmy pisać umowę i odebrać parę gratisów, które ledwo co zmieściły się do Audi i Capri. Mnóstwo papierów w teczce i co najważniejsze książka serwisowa prowadzona przez Rafała prawię 5 lat bardzo mnie ucieszyła, ale tą lekturę zostawiłem sobie na później. Szybka odprawa i instruktaż przed wyjazdem, uścisk dłoni i w drogę! Godzina, parę minut przed jedenastą nie powodowała uśmiechu, ale Capri już tak, i to ogromny:) Wyjazd z Warszawy bardzo łatwy i szybki, a zaraz za nią krótki postój na stacji benzynowej i zalanie do pełna. Mini konwój prowadziło Audi, ze względu na lepsze światła. Ja miałem się trzymać w miarę blisko, ale jakbym za bardzo się opuścił miałem błyskać długimi. Podstawowym problemem było jednak to, że nie wiedziałem jak je włączyć, a zapytać zapomniałem:) Żadną wajchą nie mogłem włączyć długich, więc zwyczajnie na świecie dzwoniłem, że kumpel jedzie za szybko. Deszcz nie ustępował przez prawie dwieście kilometrów, a przy hamowaniu delikatnie ściągało na prawo, o czym wiedziałem jak już kupowałem i czego bardzo się bałem. Ściąganie na prawo ustąpiło po niespodziewanym i gwałtownym hamowaniu, gdy zobaczyłem, ze kończy mi się lewy pas, a jeszcze jedna ciężarówka została do wyprzedzenia. Zwyczajne zwężenie drogi w wyniku prac remontowych, ale jakoś słabo widoczne zmusiło mnie do hamowania ze stu do prawie zerowej prędkości na zablokowanych kołach. Czułem tylko jak nierówno łapie raz lewa, a raz prawa strona. Na szczęście przede mną były tylko plastikowe pachołki, ale i tak nie widziało mi się w nie wjechać. Zalany potem i z podniesionym ciśnieniem jechaliśmy dalej już bez większych atrakcji. Szczęśliwie dojechaliśmy do Wrocławia gdzie Capri miało stać docelowo i kusić wdziękami, ale okazało się, że pod mieszkaniem na parkingu nie ma miejsca, w końcu była niedziela, a właściwie poniedziałek kilka minut po drugiej w nocy. Na zwykłym parkingu nie chciałem postawić więc pojechaliśmy, na parking wojskowy co i tak był po drodze. We Wrocławiu już ja prowadziłem, bo kumpel za bardzo nie znał drogi. Po wyjechaniu z osiedlowej uliczki z pod mieszkania, chciał nie chciał natknąłem się na patrol policji, który z początku zrównał się ze mną, po czym zjechał za mnie i włączył syrenę. Pierwsze pytanie co ja tu robie i to o tej godzinie? A drugie co to za samochód? Policjanci bardziej byli zajęci oglądaniem auta niż sprawdzaniem czegokolwiek:) Szybko się rozstaliśmy i pojechaliśmy dalej w docelowe miejsce. Na parkingu wojskowy Krysia spędziła raptem 4 dni, by potem znów ruszyć w drogę, tym razem do garażu podziemnego i tam cieszyć się, że nic nie kapie jej na głowę…
Podróż szczęśliwie zakończyła się dla Nas wszystkich. Była pełna wrażeń i niezapomniana do końca życia. W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować rodzinie i znajomym za wsparcie i pomoc w spełnieniu mojego marzenia. Przede wszystkim rodzicom za wsparcie finansowe, bo bez nich na pewno nie kupiłbym Krysi. Dziękuje oczywiście Asi, która nigdy nie była przeciwna moim pomysłom i dzielnie je znosiła. Podziękowania dla Tomka, że pojechał do Warszawy i pomógł w transporcie. Dla Jacka i Jarka, kumpli z pracy, za dobre słowo i wsparcie, a także dla Rafała „valhallen’a” który wcześniej o nią dbał i starał się jak tylko mógł żeby wyglądała i jeździła jak potrzeba, teraz moja kolej o to zadbać. Na pewno będzie miała dobrze:)
Zdjęcia dzięki uprzejmości i za zgodą valhallen'a ze startu Rallye Monte Carlo History (auto nie brało udziału w imprezie)
***************************************************************
Samochód sprzedany - nowy właścicielem został 30.08.2013r Pan Jan z Nysy:) Stronę capri.pl polecałem i zachęcałem do wstąpienia w szeregi, podobno właściciel tak uczyni...
***************************************************************