[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | Zombie |
Samochód: | Ford Granada Mk Ia 2.3 V6 Koeln 1975 "Sexylinda" |
Status: | sprzedany (w posiadaniu od 2010-09-09 do 2011-03-01) |
Aktualizacja: | 2011-03-02 16:03:59 |
Podstrony
A chcialem Kupete...
Jutro bedzie w domu... Tekst pozniej, jezdzi i hamuje choc nie wyglada. Kupa nowych czesci w bagazniku.
Nawet jak bedzie sztrucel (ale nie wyglada na takiego, dokladniej bede wiedzial jak bedzie stac u mnie w warsztacie na podnosniku) za te cene nie bylo co marudzic. Jak nic z niej nie bedzie to pojdzie na zyletki...
15.09.10
Sexylindy nie szukalem, to ona mnie znalazla, we czwartek, jak codzien, przetrzepywalem aukcje i ogloszenia w necie w poszukiwaniu kupety. Od jakiegos czasu mam fiola na punkcie Granady jedynki, a ze mam sedana chcialem jakas inna bude, Coupe wydaje sie najbardziej bezsensowna, i tak uparlem sie ze bede miec. Najchetniej 1,7 V4, ale wlasciwie jedyna rzecza ktora sobie wymysiliem to to ze Granada nie moze miec Winylu... Obojetne, w kazdymbadzrazie jedno ogloszenie wpadlo mi w oko, zawsze ogladam kombi jak gdzies widze, niewiem czemu to tak.
W ogloszeniu pislao tylko ze Granada, i ze 2,3 V6 i ze czesci zamienne i ze jamnik... Zadryndalem, rocznik 1975, cena okolo 3000 zeta... Jezdzi? No pewnie, tak jak sie nalezy. A gdzie stoi? A tu i tu. Moge dzis przyjechac? Pewnie chocby zaraz.
I tak po robocie wpakowalem sie do Granady wzialem kumpla zeby mi sie nie nudzilo i zeby jakby co byl ktos kto mi ja wybije z glowy i wio.
Na miejscu znalazlem jakies 30 Volvo z lat 70tych a pomiedzy nimi w zakopana po progi w piachu Granade... Ten sam kolor co moj Taunus, ten sam rocznik, pewnie i farba z tej samej beczki.
Wysiadlem, oblukalem dookola i wlasciwie chcialem wracac. Szmelc. Szrot. Moze Dawca.
Silnik jak wykopany z pod ziemii, poobijana, wnetrze cuchnie plesnia, tu i tam rdza... Ale cos mnie tknelo, patrze, przednie nadkola w super stanie... Hmmm... Mocowania blotnikow, slupki, wszystko zdrowe. Pod syfem lakier blyszczy, progi nowki, nie ruszane, klapa poobijana ale bez rdzy, drzwi jak nowe, oprocz tych pasazera ktore sa troche podzarte, Tablica przyrzadow jak nowa, pedaly i graty w srodku mowia 55000 km, nie wiecej... Hmmm... Podnioslem ”dywan”, pod spodem wszystko zgnojone, ale podloga bez rudego. W srodku auta wiecej blota niz z wierzchu, Co sie k…a dzieje?
Jak tak lazilem dookola auta i nie moglem sie nadziwic, przyplatal sie wlasciciel, zaczal opowiadac ze ma go od syna starszej pani, i ze jest na chodzie, i ze stoi tu w blocie od pieciu lat i ze jak ja wezme to nowe hamulce da i te czesci co sa na pace, i kolpaki, i nowy wydech, i kolpaki, i blachy, i kolpaki, i jeszcze wiecej kolpakow.
Dobra, dobra, ale przeca ma jezdzic? No bo jezdzi. Patrze na silnik i musze sie smiac, bo jak ma jezdzic? Toz to trup! Gosci bez slowa znika w swoim warsztacie, przywleka aku, podpina, kreci kluczykiem, STOP! Mowie ze jak chce to biedne auto naprawde zapalac to niech mi choc da posprawdzac pare rzeczy. Dobra, niech sie sprawdzam.
Woda jest, Olej jest, i to miodzik, jak wczoraj wymieniany, nie moge sie nadziwic, swiece nowe, kable OK, przewody paliwowe nie sparciale, wywalilem kompost i zdechle muchy z puchy filtra, posmarowalem tu i tam i mowie ze jak chce to ma odpalac... Vrrrrroooooommmm. Auto chodzi.
Szczeka na podlodze. Nie chodzi nawet o to ze costam sie dzieje, chodzi o to ze chodzi, po pieciu latach natychmiast, na wszystkich garach, rowno, bez pyrkania, cykania, nie dymi. Jestem w szoku.
No dobra, a jak jechac? No przeca mowi ze sa hamulce... Wmontujemy, inne kola, te zimowki co w niej leza, i juz.
Poprosilem goscia zeby jej nie wylaczal poki ja tam jestem zeby auto choc troche odzylo, niech sie pidladuje aku i niech se pochodzi. Saund nieprawdopodobny, kazda rura pod autem jest tam tylko z przyzwyczajenia...
Tak czy siak nie moge, nie chce, chialem kupete, chcialem auto do natychmiastowej jazdy. Ale czy moge zrobic zdjecia? Moge.
Jest mi nieprawdopodbnie przykro ze to auto stoi tu w syfie, ja bym ja choc umyl I przykryl czyms, wywalil splesniale siedzenia I w oglole...
80 zdjec pozniej zegnam sie z gosciem I plyne do domu. Nie rozumiem dlaczego mechanik samochodowy nie ma choc troche serca dla tych starych aut I ze daje im tak gnic przed domem.
Jeszcze w ten sam wieczor zaladowalem zdjecia na Forum i poszedlem spac, w piatek wieczor dzwoni do mnie kolega, zaraz ochrzan, ze jestem debilem, ze takie auto to sie samemu bierze bez pytania i namyslania, i ze to, i ze tamto. Ja mu mowie ze chcialbym ja z tamtad wziasc, ale tylko po to zeby u mnie stala? Na to on ze pomoze mi i ze zalozy sie ze mna ze Auto bedzie jezdzic za dwa tygodnie z waznym przegladem.
A jak ja ja przeturlam do Frankfurtu? 800km, na lawecie? Bah. Zadne auto nie zasluguje na takie cos. Cos wymyslimy, ino zadzwon do goscia zeby wiedzial ze jest twoja. Tak o 22.30 zadryndalem, przeprosilem i zaklepalem Granade.
Tydzien pozniej w czwartek pojechalem zeby dac zaliczke i po papiery. W piatek rano polazlem po probne tablice. Po robocie pognalem do Flensburga, nakupilem pare rzeczy, od cholery WD 40, wycieraczki, olej, wode do chlodnicy, wyhaczylem do warsztatu po filtry i pojechalem na dworzec po Denisa. Pojechalismy do domu, i na nastepny dzien o 12.00 wystartowalismy po Kombi. Na miejscu bylismy jakos okolo drugiej, Auto juz stalo przy warsztacie wykopanie z blota, hamulce podobno zrobione, inne kola, wszystkie smieci w bagazniku, reszta kasy, nowe zarowki (ktore nic nie daly), jescze tylko olej, wycieraczki, jakies szmaty na siedzenie, i wio.
Pierwsza stacja, tankowanie i pierwsze obawy. Auto nie ciagnie ani troche, muli strasznie, hamulce? No coz. Ale niema co plakac, w koncu stala 5 lat.
Dwa kilometry dalej koncza sie swiatla, zatrzymuje sie, probujemy znalezc feler. Smrod klockow hamulcowych, co robic? Jechac? Jechac, jechac, ino nie hamowac. 3 kilometry dalej, auto dalej smierdzi, w srodku cuchnie bena i spalinami, na autobahne, najpierw powolutku, tak 90, potem troche razniej, co ma byc to bedzie, porocz smrodu i hamulcow auto jedzie bardzo dobze, silnik moglby byc troche bardziej zwawy i nie zdychac przy dodawaniu gazu. Ale jedziemy dalej, humor wzrasta z kazdym kilometrem, 100, 110, 120, 130, 135... Ryk silnika, maluje usmiech na pysku. Moja Granada kombi. Postrach dunskich szos. Same pyski ludzi w plastikowych autach ktorzy turlaja sie z uropu do domu i musza zrobic miejsce bo takie brudne pordzewiale bydle ktore gubi syf i brud przy kazdej dziurce na ulicy... Niesamowite.
Dumam sobie jak to bedzie, auto do wszsytkiego, bye bye problemy z przewozeniem mebli I silnikow, bedzie git.
Krotko przed granica dziala tylko jeden hamulec, dziala bardzo dobze, ale tylko na jedno kolo. Dzwonie do Denisa, czy mamy jechac przez autobahne, czy przez miasto, lepiej autobahna, jest pusto I mniej hamowania, dobra, do zjazdu I do wsi gdzie jest moj warsztat dojezdzamy bez problemow, ostatnie skrzyzowanie, widze smerfa po lewej stronie, juz wiem co bedzie dlatego zwalniam, i staje, 2 sekuny pozniej dogania nas niebieski. Gosc zaglada do Granady I do Hrabiny, pyta sie co my sobie wyobrazamy, co jest z tym szrotem, I co my sobie w ogole myslimy, I dlaczego auto jest bez numerow. To mowie jak jest, I ze te naklejki to wlasnie dunskie numery probne, I ze jedziemy do mojego warsztatu, ze jescze 100 metrow.
Piec minut pozniej gosciu porobil ze 100 zdjec auta, szmelcu, drugiej Granady, nas, rzucil mi papery przez okno I stwierdzil ze sprawdzi wszystko jak sie nalezy.
Dwie minuty potem auto stalo juz na windzie a my pod spodem ze srubokretami, nalezalo przecierz sprawdzic czy rozkladac czy spawac. Pod spodem okazalo sie ze Granada jest absolutnie zdrowa. Wszystko, progi, podluznice, no co sie da i co gnije w Granadzie zatopione w woskach i smarach, wszystko zdrowe tylko niewyobrazalnie brudne, z samych nadkoli w tyle wyskrobalem 3 wiadra blota.
Tak czy siak, zrobilismy hamulce nastawilismy gaznik i zaplon, i niestety wyczyscilismy ten biedny gaznik... Wszystkie usczelki szlag trafil, 800km pozniej zezarla cztery baki Super. 19 litrow na sto, ile wylecialo bokiem tego nie wiem. Ale pali na dotyk. Naprawde, ino kluczyk pokazac. Cieszy mnie to ogrmnie, bo przeca nie wiadomo bylo do konca co z silnikiem.
W momencie kiedy to pisze Granada ma juz nowe, suche, wnetrze, nowa tapicerke, czeka jescze tylko na przednie siedzenia, dziury sa zalatane, klapa wyprostowana, zderzak w tyle nowy, jest pierwszy lakier na malych ubytkach, ma nowe usczelki w drzwiach, gaznik jest nastawiony i zbudowany jak sie nalezy, elektryka dziala, wydech nowy, brakuje jescze lewego kolektora spalin, zamki dzialaja, technika dziala, szyby sie otwieraja, itd.
Za 15 Dni, 1 Pazdziernika pierwszy przeglad od 96 roku.
29.09.10
No to jestesmy w domu. 2000 km nabite na probnych numerach, Linda oprowadzona po Kolonii i Hamburgu.
Ale jeszcze jednak nie pojedziemy na przeglad. Brakuje 3/4 wydechu, kola pozyczone, elektryka nijak, swiatla albo sa, albo i nie, kierunkowskazy sa, albo i nie. Radio sie wlacza, albo i nie... Okazalo sie ze jakas myszka byla glodna, najwyrazniej kable sa smaczne. Potrzeba nowego aku, trzeba wyczyscic jednak w srodku przed nastepnym dluzszym wylotem bo sajgon. Pierwszy dzien smierdzialem benzyna, spalinami, grzybem, syfem, kompostem i olejem. Dzis tylko benzyna i kompostem i olejem...
Trzeba jednak wymienic przewody hamulcowe, hamuje ladnie, ale jakos nie wierze tym zardzewialym rurkom...
Silnik ciagnie jak cholera. Jest zla. I tak brzmi.
Sprzeglo jak zalane betonem, ale dziala bez zarzutu. Wszystkie uszczelki w drzwiach musza byc nowe bo leje sie do niej woda... Co jeszcze... Wlasciwie duperele, tu dosrubowac, tam wyczscic. Jescze raz zmnienic olej, pewno bloto w misce...
Pozyjemy uwidzimy.
11.10.10
No to sie porobilo.
Pojechalem w Weekend do Warsztatu, Biala Granada na codzien miala dostac nowy olej i mialem pobawic sie Kombi. Z komory silnika wywalilem pol wiadra piachu i kamykow, wymylem co sie dalo, reszte wyskrobalem i wyskubalem. Potem wszystko co sie da zalalem 1,5 kilo wosku. Plan jest taki zeby zachowac wszystkie zadrapania, usczerbki, rysy itd. dlatego silnik dalej wyglada jak wyglada (pozatym jezdzi i dziala bez zarzutu, wymienie olej i juz), dlatego nic nie malowalem ani nie poprawialem, ot zrobilo sie czysciej. Wywalilem tez smieci z bagaznika, i poodkurzalem i pomylem co trzeba bylo.
W niedziele postawilem ja na podnosnik "zeby se obejrzec" i sprawdzic czemu ten cholerny wydech nie chce dac sie tam zamontowac... Potem zaczalem skubac. W tylnym rogu wydziubalem dzurke wielkosci zlotowki a w srodku... gazeta... Podziubalem 10 cm dalej i... Wybilem dziure wielkosci piesci. Potem jescze jedna, i jescze, i jescze. Za dziura pomiedzy tylnym pasem a blacha ktorej w innych granadach jescze na oczy nie widzialem (albo nie zauwazylem) jakies gryzonie zrobily sobie mieszkanko. Wydlubalem 10 litrow slomy, kamykow, piachu, gazet, sciolki, waty i czego dusza zapragnie. I teraz nie wiem co z tym fantem zrobic, chialbym uratowac tyle pasa ile sie da, a tj blachy ktora tam jest tylko we fragmentach niema nigdzie. Dorobic? Niby prosta sprawa, ale robic inaczej niz orginalna? Po kiego groma sa tam te dziury na podluznice? Potrzeba? Czy zrobic prosty kawal i zespawac i wywiercic jedna dziure coby mozna bylo tam wlac oleju i wosku? Nie wiem...
Pozatym trzeba jej tez nowych amortyzatorow. W tyle zostaly sie ino fragmenty. Nie wiem jak to jescze dziala, buja sie, owszem, ale ja tak lubie i nie przyszlo mi do glowy ze musze tam cos wymieniac...
Pozatym podloga zdrowa, silnik dziala, dobze ze niema tej rury bo bym jezdzil bez przegladu, potem sie zabil i co jeszcze...
______________________________________________________________________
1.III.2011
Na horyzoncie pojawil sie samochod nie z tego swiata. Niestety rowniez gabarytowo. Bylo przestawianie, przetoczenie, proby, co nie tylko aby pomiescic wszstkie dzieci pod dachem. Niestety, ktores musi isc. Mojej Sierry nie sprzedam bo byl to moj pierwszy wlasny samochod, Biala Granada ma u mnie dozywocie, Taunusa nie sprzedam bo to najlepszy samochod jaki mam, Kombi mialo zostac bo drugiej takiej nie znajde... Byla wyliczanka, na kogo padnie na tego bec.
Granada sprzedana koledze...
Ide sobie poplakac...