[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | Arwen |
Samochód: | Ford Capri Mk Ia 1.6 R4 1972 |
Status: | aktualnie posiadany (od 2008-09-09) |
Aktualizacja: | 2011-05-16 21:04:47 |
hmm,moge tu z czystym sumieniem napisać:samochód, który długo sobie obiecywałem
Kiedyś, gdy przestawałem już powoli słuchać Fun Factory i Smerfnych Hitów puściłem sobie kasetę Queen, którą znalazłem u ojca w szafce. Pamiętam dokładnie jedną piosenkę, a mianowicie:" I Want To Break Free" ,którą gdy usłyszałem zrobiło mi się tak strasznie przyjemnie dziwnie. Poczułem się taki dumny i wolny...Wyobraziłem sobie wtedy że jestem orłem krążącym nad wertepami pustyni niczym z Amerykańskich filmów. Od tego czasu gdy tylko chciałem sobie pomarzyć i poczuć wolność zawsze puszczałem tę piosenkę. Niedługo potem dziwnym zbiegiem okoliczności kuzynka mojej mamy wyszła za mąż za Amerykanina. Przyznam że na początku troszkę sceptycznie podchodziłem do ich pierwszych odwiedzin w moim domu. Zdziwiłem się wtedy bardzo jak w drzwiach zobaczyłem kolesia w czerwonej szyldówce, flaneli, dżinach i kowbojkach. Wiem jedno-bardzo dużo z nim wtedy gadałem(choć mój angielski był na marnym poziomie). Opowiadał On o swoich motorach, o Route 66, o tym jak na motorze przemierzył całe Stany, jak spał pod nim gdzieś na pustyni przykryty tylko kocem, jak jadł fasole z puszek podgrzaną na ognisku. Gdy go słuchałem na całym ciele miałem gęsią skórkę, oczy to miałem jak dwa pingpongi i usta otwarte tak że można by było w nie włożyć puszkę piwa nie dotykając nią zębów. Wyglądałem jak mały dzieciak któremu dziadek opowiada o swych międzygalaktycznych wyprawach. Odczułem wtedy nieodpartą potrzebę usłyszenia „mojej” piosenki. Jednak tym razem słuchając jej nie byłem orłem lecz motocyklistą przemierzającym pustynię nad którą latały te piękne ptaki. To dziwne jak bardzo realnie czasem człowiek może coś sobie wyobrażać. Opowiedziałem mu łamaną angielszczyzną o swoich marzeniach. Jack(bo tak ma na imię) dał mi wtedy kilka rzeczy: koszulkę z zlotu motorów Sturgis’97, brelok z bykiem też z tego zlotu(który do teraz nosze na szyi) i coś bez czego zapewne nie pisałbym tu tego opowiadanka. Mianowicie powiedział mi kilka zdań, z takim przekonaniem, pewnością (nie tak jak gada się komuś żeby go spławić lub żeby ciągnąć rozmowę) że słowa te utkwiły mi chyba na zawsze w pamięci. Brzmiały mniej więcej tak: ”...warto mieć marzenia , wierzyć w nie i powoli nad nimi pracować bo samo to powoduje że one się spełniają...” No i zaczęły się sny o Stanach i motorze. Zapuściłem włosy, pojechałem na mój pierwszy festiwal Dżemu do Tych, potem Woodstock, zacząłem jeździć na rockoteki, chodzić w flanelach, podartych dżinach, kupiłem sobie skórę. I tak żyłem sobie nadzieją że będę miał kiedyś motor do czasów studiów, gdzie po raz pierwszy zobaczyłem teledysk Guns N' Roses „Don't Cry”. Jak zobaczyłem Slasha pędzącego Fordem Mustangiem przez Amerykańskie pustkowia trzymającego w ustach fajkę na nosie okulary Cobry i rozpuszczone afro włosy motorowa choroba szybko mi przeszła. Od teraz liczył się tylko Ford no i oczywiście w dalszym ciągu stepy rodem z Stanów. Zresztą na rockotekach i festiwalach często ludzie upodabniali mnie do mojego ówczesnego idola Slasha czego powodem była przypuszczam dość ciemna karnacja i włosy jak gitarzysta Gunsów. Tak czy siak zakochałem się właśnie wtedy w starych samochodach marki Ford. Szybko okazało się że podobają się one nie tylko mi ale całej ekipie, dlatego ugadałem się z kumplami że 20.07.2010(datę wymyśliliśmy sobie z dupy bajki) zorganizujemy sobie mały wyścigo-zlot naszymi starymi samochodami na oddalonych około 10 km od nas wałach nad Odrą. No i nareszcie był konkretny cel. Drugim celem stał się wypad do Stanów, zaraz po ukończeniu studiów. Udatowałem w tym momencie oba moje wielkie marzenia. Ponieważ rok 2010 zbliżał się wielkimi krokami a miałem świadomość, że Fordzika będzie trzeba przed wyścigiem dopieścić i zbudować mu jakiś domek szybko wziąłem się za realizację moich postanowień. Ponieważ z początku nie znając się wszystkie stare Fordy nazywałem Mustangami (nawet dziobaka z sąsiedniej dzielnicy) musiałem uporządkować wyznaczony sobie cel. Pamiętam że bardzo spodobał mi się wtedy Dodge Charger i Mustang już był na drugim miejscu. Była to dla mnie wysoko postawiona poprzeczna cenowa. A ponieważ nie mogłem się doszukać wśród Mustangów owego autka z sąsiedztwa zacząłem szperać w wszystkich starych Fordach. W tym momencie moim oczom ukazał się czerwony Mk3. Nie spoglądałem już dalej na nic innego, szybciutko odkryłem capri.pl i tylko tu wchodziłem jak chciałem popatrzeć na wymarzony samochód. Wtedy jeszcze Charger też gdzieś tam w serduchu zapisany był, lecz wiedziałem że nie jest to samochód w którym wyjadę w 2010. Zakochałem się w Capri, najpierw mk2, potem mk3 a na końcu i ostatecznie w jedyneczce. Zacząłem ciężko pracować na swój cel, mając świadomość że najpierw musze sprawić gniazdko mojemu Fordzikowi. Serce mi się wtedy kroiło jak Capri.pl było pełne jedyneczek a ja musiałem wydawać całe pieniądze na cement i blachę. Ale opłaciło się- na moim placu wyrosło blaszane M1 dla mego samochodu( dziękuje tato że odwaliłeś kawał dobrej roboty pomagając mi w budowie ). Wtedy(a był to chyba listopad) jak skończyłem wylewać kanał usiadłem w rogu swego garażu w radiu puścili Quennów . No nie opisze tego co wtedy czułem bo nie wiem jak....po prostu chyba jak to powiedział Jack poczułem że zaczęło spełniać się moje marzenie. No i wreszcie mogłem odkładać pieniądze na wóz, choć szło to jak krew z nosa(te polskie zarobki). W międzyczasie MikeB4 pozbył się Morelka i Krokodylka a jedyneczek w ogłoszeniach było coraz mniej. Przejechałem się pociągami do Biłgoraju(ponad 20 h jazdy w jedną stronę) tylko po to żeby spotkać się z jakimś cwaniakiem chcącym zarobić fortunę na budzie poklejonej bandażem i posmarowanej lepikiem. Ale tak czy siak opłacało się-pierwszy raz zobaczyłem mk1 na żywo. Potem czatowanie na okrągło po ebayach i innych aukcjach z całej Europy. Nie mogłem w to uwierzyć! Jak rok temu budowałem garaż to jedynek w granicach 5 tysięcy było multum a teraz jak już kasę nazbierałem nic. Aż do czasu gdy pojawiła się Ona, czerwona praworęczna pomorzanka za 7 tysięcy. Zadzwoniłem do właściciela i umówiłem się że jak dozbieram kasę z chęcią zainteresuję się jego pojazdem. Niestety plany szlak trafił gdy połamałem sobie obie kostki. Napisałem wtedy do niego maila i powiedziałem że mam tylko 5 tysi . Okazało się że wystarczyło. Takim sposobem poznałem rodzinę wspaniałych ludzi znad morza, którzy oddali w moje ręce zabawkę swego dzieciństwa. W tym momencie chciałbym serdecznie podziękować Maćkowi, Tomkowi i ich ojcu Michałowi za wielką pomoc i uczynność (wspaniałe zorganizowanie transportu) w chwili przekazywania samochodu. Takich ludzi napotyka się w życiu naprawdę bardzo mało!!! Gdy już Capri stało w moim garażu nadeszła chwila na odsłuchanie ulubionej już mojej piosenki...i znów to piękne uczucie...znów wielki krok postawiony na drodze spełniania marzeń... Teraz nic tylko delektować się chwilami spędzonymi w garażu i dalej pamiętać o tym że : ”...warto mieć marzenia , wierzyć w nie i powoli nad nimi pracować bo samo to powoduje że one się spełniają...”
4.07.2010
No i jak to miało mieć miejsce o tym czasie, remont powoli dobiega końca... Składanie środeczka i heja na wały :D Nie muszę pisać jakie to uczucie wyjechać prawie gotowym fordzikiem z garażu...Po 20 lipca uzupełnie strone.
20.07.2010
Wały nad Odrą, zachodzące słońce, z komórki lecą gansi, a z przodu słychać ten piękny śpiew starego silnika...chwila na którą czekałem tyle lat...Na drodze tylko 3 samochody Czorny z Tomkiem Taunusem, Jaro swoją E30, no i moja Lady in red...Jedno marzenie spełnione, Jack miał rację!!!