[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | E.R.O |
Samochód: | Ford Granada Mk IIb 2.8i V6 Koeln Ghia 1979 "Goldi" |
Status: | sprzedany (w posiadaniu od 2006-11-02 do 2006-11-15) |
Aktualizacja: | 2006-11-17 10:34:09 |
Goldi - kupiona, bo miała iść na żyletki, to żal się nam zrobiło...
Dawno dawno temu, gdzieś w czerwcu, albo lipcu jeździliśmy po Toruniu i załatwialiśmy swoje sprawy. Przy okazji zajrzeliśmy do mojej mamy. Do domu wybraliśmy się okrężną drogą i przy okazji natknęliśmy się na Granadę, która wyglądała jakby nikt nia nie jeździł od dłuższego czasu. No i co było robić. Kartka, długopis, swoje dane, nry telefonów i za szybę. O sprawie oczywiście zapomnieliśmy, ale przy którejś kolejnej wizycie u mamy sprawdziliśmy czy kartka tam jest. Nie było. No to coż, Emi zostawiła kolejną. 30 października telefon.
- Pani mówi: Ja w sprawie granady... Myślę sobie jakiej kurde granady
- Taaak, słucham
- Zostawił pan kiedyś kartkę, że chce kupić.
- Acha, rozumiem, ale ja kilka kartek zostawiałem.
- Wie pan taka złota ze Skarpy.
- A tak to wiem, klima i automat? Tak
- I wie pan, ona nie jeździ, regulator napięcia. Zrobiliśmy i nic, znów to samo.
- Ja już nie mam siły na te warsztaty, a mąż to już nie chce słyszeć że coś trzeba naprawić. Mamy ją 9 lat i w sumie tylko na działkę jeździliśmy, bo mamy jeszcze 2-gie auto.
- No ok, a gdzie stoi?
- W warsztacie tam i tam
- Dobrze, to umówimy się i obejżymy
No i pojechaliśmy wyposażeni w kable, po drodze zabierając panią żonę właściciela, bo to ona wszystkim zawiaduje i się zajmuje, bo mąż jest nerwowy panie i nie ma do tego głowy :)
Auto faktycznie stało przed wartsztatem. Kluczyk przekręcam, i nic. Głucho. No to podjechałem Andzią, kabelki, prym. Zapaliła i gada. Pochodziła, pochodziła, zdjąłem kable, wyłączyłem silnik i zonk. Trrr, trrr, trrrr :)
Ale mówię sobie co tam. Bierzemy. Pani zaczęła smęcić, że akumulator jeszcze na gwarancji i taaaaki dobry, pokazała mi kwitek, a tam data zakupu 14 listopada 2004 :) Więc podziękowałem za ten akumulator i ugadaliśmy się, że wezmę bez.
Pani żona właściciela stwierdziła, że pogada z mężem i zastanowią się czy sprzedać.
Mówię sobie kurde, ale co my zrobimy z 2.8i w automacie i z klimą jak kasy nie ma :)
Trudno, może się rozmyślą. Ale wieczorem telefon, że sprzedadzą i pójdą się wykłocić do warsztatu, żeby zrobili prund na gwarancji. Umówiliśmy się na po Zaduszkach, więc zacząłem szukać kupców, w razie jakby co. No ok, chętni są, więc 2go telefon, czy mogę odebrać auto. Aaaa no tak, ale jeszcze nie oddali mi z warsztatu, mmieli zrobić do 14, ale wie pan jak to w warsztatach. No więc pożyczyłem aku, czekam do 15tej. Telefon - i jak? Jest, zrobili, może pan jechać nią do domu (a wcześniej kupiliśmy linkę, przezorny zawsze ubezpieczony :P). Przyjechaliśmy, szybka wymiana aku, znów marudzenie że tak mało kasy i że mąż będzie płakał, wypisanie papierków, Emi za kółko i wio. Nawet dojechała, tyle, że teściu, który jechał Andzią narzekał, że coś szybko jak na pierwszą jazdę było, no ale o prędkościomierzach w fordzie to można osobny rozdział napisać.
W każdym razie jest, dokulała się, jeździ, coś tam działa, coś nie działa, szukamy chętnego... A może już jest... :)
Zdjęcia jutro.
Pojechała :(
A taka fajna i sliczna była :(
Szkoda nam jej OKROPNIE...
... ale mamy nadzieję, że nowy właściciel będzie zadowolony i zadba o nią w taki, czy inny sposób.