[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | milka |
Samochód: | Ford Capri Mk III 1.6 R4 Pinto 1982 "Złośnica" |
Status: | aktualnie posiadany (od 2006-04-30) |
Aktualizacja: | 2007-06-24 21:49:48 |
Milka -> Ford Capri Mk III 1.6 R4 Pinto 1982 -> Złośnica aka Jej Królewska Mość
pierwszy najpierwszy właściciel: Junior (Wozniak)
drugi znany własiciel: Greenhorn aka Filip
trzeci właściel: JA :)))
A było to wszysto tak:
Kilka dni przed Wielkanocą roku panskiego 2006 chodzę i marudzę: nie mam czym jechać do domu na święta, nie mam czym jechać do domy na świeta....
Marudzę oczywiście do Filipa.
Chyba się wkurzyl w koncu i mowi:
- Milka, umowimy sie tak: pozycze Ci caprika na wyjazd, jak dojedzie do domu (trasa: Łowicz-Kraków-Łowicz 800km prawie) to Ci go sprzedam
(bo juz wczesniej za Caprikiem sie rozgladalam) i kupie sobie innego. A jak nie dojedzie, to nie ma tematu.
Cala w skowronkach, na pewno nie dosc ze dojedzie, to jeszcze wroci i kupie go i bede miala piekne auto w koncu, a przy okazji w spadku z naczelnym mechanikiem na podorędziu czyt. Filipem :)
Przychodzi dzien wyjazdu, stoje grzecznie kolo Caprika, Filip tlumaczy co i jak mam robic jakby sie to i to dzialo, ale dziac sie nie powinno :)
Wiadomo, jesli dziac sie nie powinno, to co robi to co sie dziac nie powinno?
DZIEJE SIĘ:))) zawsze mi :) taka przypadlosc moja :) bo w zyciu nie moze byc nudno.
Do rzeczy - to co nie mialo sie dziac, a zadzialo sie, to typowa przypadlosc dla Caprica, ktora wyglada tak:
Caprik: do Łowicza mam jechac? z nowym kierowca? z baba za kolkiem moim?
Caprik mysli...
Caprik: dobra, pojade, a co tam, Łowicz piekne miasto.
Jedziemy, dojezdzamy do Czestochowy. Zachcialo mi sie stanąć. No duzo wypilam po drodze, ewidentnie czas byl, zeby stanac. Taka babska fanaberia.
A Filip mowil i przestrzegał: jak masz sie zatrzymac po drodze, to tylko na stacjach beznynowych, zeby ewentualnie mial ci kto pomoc.
Gdzie stanelam? na parkingu pod MCszitem :)
Capric: nie stanelas tam gdzie mowil Filip, to ja ci teraz foszka strzele i nie zapale!!!!
Na swieta jechalam, wiec bialy plaszczyk, ąę i w ogole. Zakasalam rekawy bo co było robic, podnosze maske i grzebie w tych kabelkach.
Mrucze pod nosem: zapal żesz, jak cie ladnie prosze, bo i tak cie kupie, nie masz co fochów stroić! Podzialalo chyba :)
Po 15 min w koncu odpalil. Owacje od wycieczki autobusowej co na parking wjechala w miedzy czasie dostalam, zaden z kierowcow owego autobusu nie raczyl nawet kroku zrobic, zeby kobiecie pomoc...
Ot i tak zaczela sie moja przygoda z ta Zlosnica Niebieska :)
Potem juz tylko remont blachy (podloga glownie i nadkola), trzy tygodnie myslenia czy zmienic kolor czy zostawic, w koncu pomalowana zostala na taki sam kolor. Nowe felgi dostała, resory po remoncie tez.
I odpukac od tamtego czasu jezdzi. Nad morze z Krakowa dojechała razem z Grubym Elvisem Greenhorna :) Na pucharze dala rade - nawet foszka jednego nie strzelila, bo jej chyba wstyd bylo przed bracmi i siostrami :) Ba, mało tego, dojechała i wrociła bez marudzenia.
Czekam zimy, zobaczymy co sie bedzie dzialo, ale coś czuję, że nudno nie będzie :))