[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | Senior |
Samochód: | Ford Capri Mk Ia 1.7 V4 Koeln 1970 |
Status: | aktualnie posiadany (od 2005-06-14) |
Aktualizacja: | 2014-12-08 16:42:09 |
Ponieważ w Capri w okolicy tylnego mostu było coraz głośniej postanowiłem oddać go do polecanego i ponoć renomowanego warsztatu pod Gliwicami. Po sezonie 2012, chyba na początku listopada pojechałem do „mistrza”. Dlaczego dałem cudzysłów o tym za chwilę. „Mistrz” przejechał się Fordem, stwierdził, że to dla niego bułka z masłem i kazał zostawić auto. Miałem dzwonić za tydzień. Zadzwoniłem, jeszcze nie gotowe - usłyszałem. Za dwa tygodnie nie dzwoniłem tylko pojechałem. Zobaczyłem auto bez tylnego mostu stojące na koziołkach pod wiatą. Most był na warsztacie ze zdjętą pokrywą dyfra. OK., coś się dzieje, więc po zapewnieniu, że w przyszłym tygodniu będzie do odbioru wróciłem do domu. I tak dzwoniłem regularnie co tydzień przez całą zimę. Na wiosnę zamówiłem lawetę z wózkami do transportu rozbitków bez kółek i pojechałem do „miszcza”. Auto stało pod wiatą, tyle, że mocno brudne, w końcu parę zimowych miesięcy na dworze. Most był w kącie warsztatu, nadal tylko ze zdjętą pokrywą, dobrze, że znalazły się koła, bębny z tarczami kotwicznymi i reszta z tylnego zawieszenia. Dlaczego tak go potraktował? Nie wiem. Może jakiś wpływ na to miał pan Marcin, który kiedyś miał remontować nam silnik, a potem wyjechał do Irlandii. W 2012 roku już był z powrotem w Polsce i właśnie pracował w tym warsztacie. Junior mi teraz dokucza, że jak zobaczyłem pana Marcina trzeba było od razu zawrócić i wiać ile siły w silniku. Ale ja wierzę w człowieka, choć to czasem jest trudne. W każdym razie sezon 2013 Caprik spędził na koziołkach tyle, że w murowanym i suchym garażu. Serce do Forda wydarli mi ci ludzie. Tak minęła kolejna zima i przyszła wiosna 2014. I wtedy dla Caprychy pojawiło się światełko w tunelu, w postaci pewnej młodej pary, która koniecznie chciała nim jechać w swoją ostatnią podróż jako wolni ludzie. Wracać też chcieli Caprikiem ale już związani złotymi obrączkami. Zabrałem się zatem za Caprychę. Ku memu wielkiemu zdumieniu w kartonach były wszystkie śruby, nakrętki i elementy z tylnego zawieszenia. Dało się zmontować tylny most i uruchomić Forda. Przy okazji wymieniłem szczęki i tłoczki z tyłu; należało im się. Nawet chromy i lakier zupełnie nieźle zniosły to zimowanie i tak długi postój. W czasie próbnej jazdy z przyszłym Panem Młodym padło tylko pytanie, co tak wyje z tyłu. Most, odpowiedziałem, ale macie niedaleko, więc chyba wytrzyma. Wytrzymał. Za to młodzi małżonkowie nie wytrzymali tego kraju i w tydzień potem wyjechali tam gdzie nie pracują tacy jak „miszcz”. Wracając do Forda to coś trzeba było z nim zrobić, ponieważ auto nie tylko wyło, ale też znaczyło teren jak jakiś nie przymierzając Garbus. Puściły uszczelki w silniku i w skrzyni biegów. Wybór miejsca naprawy był prosty, bo przez te wszystkie lata, kiedy zbieram stare auta, dorobiłem się wiedzy, gdzie naprawiają, a gdzie potrafią tylko spieprzyć. Ale w Głogoczowie, bo tam się mieści warsztat Andrzeja o ksywie Veteranauto, była kolejka. Mając trochę czasu postanowiłem uhonorować Caprychę żółtymi blachami.
Diagnoście nie przeszkadzały wycieki, reszta była bez zarzutu, więc dostałem papier o przeglądzie wieczystym. No i do Głogoczowa pojechałem już jako zabytek na kołach. U Andrzeja rozebrali most i znaleźli przyczynę hałasu. Bieżnie łożysk przypominały polną drogę, tyle miały dziur, a i wałeczki już dawno straciły swój krągły kształt.
Za to zęby ataku i na talerzu były w zadziwiająco dobrym stanie. Nie zaszkodziła im nawet podkładka z blachy ocynkowanej, której kawałek pewnie spadł z jakiegoś dachu i potem nie wiedzieć czemu wylądował pod kołem talerzowym.
Przy okazji wyszło, że jeden z krzyżaków w wale zasłużył na wymianę. Po wyjęciu silnika, bo trzeba było wymieniać uszczelniacz na wale zaczęły się schody.
Najpierw okazało się że środkowa panewka główna pracuje już tylko na miedzi.
Wał miał szlif raptem 25 tysięcy kilometrów temu. Diagnostyka była bezlitosna. „Renomowany” warsztat w Zabrzu zrobił za „gruby” środkowy czop. Kolejny „miszcz”. Na szczęście dało się to poprawić bez konieczności przechodzenia na kolejny szlif. Ponieważ w jednym z cylindrów była dziwna plama postanowiono zrobić honowanie. I tu była kolejna niespodzianka. Cylindry były owalne. Takie już kupiłem, góry w tym silniku nie robiłem. No i miało być uszczelnianie a skończyło się prawie kapitalką. Przy okazji zafundowałem Capryśce utwardzanie zaworów.
Będzie można lać benzynę bez dodatku. Wycieki ze skrzyni załatwiły poduszkę.
Była taka na angielskim eBaju, tylko ten ich szowinizm. Wysyłka „only UK”. Ale od czego na Wyspach jest nasza „piąta kolumna”. Pod skrzynią wylądowała nowiutka poduszka. Nawet silnik dostał nowy docisk sprzęgła ze standardowej Sierry, zamiast jakiegoś dziwa, które kiedyś cudem zdobyłem.
Że koło zamachowe trzeba było przetoczyć. Kto umie to nie takie rzeczy robi. Linką sprzęgła też jest nowa bo stara była na ostatnich drutach.
Na koniec dałem się namówić na czarną matową folię na dachu. Nie jest to winyl, ale wygląda nieźle.
No i wracając już w grudniu 2014 autostradą A4 cały czas dziwiłem się, że w tym samochodzie może być tak cicho.
__________________________
Fotki są Andrzeja – dziękuję. Ja je tylko skadrowałem.