[ rozmiar zdjęć: duże | małe | domyślne ]
Właściciel: | Ananiasz |
Samochód: | Ford Capri Mk III 2.3 V6 Koeln SSSSSSSS 2003 "Dead Kennedy" |
Status: | sprzedany (w posiadaniu od ? do 2009-10-29) |
Aktualizacja: | 2011-03-19 11:49:46 |
Podstrony
Opowieść o Latającym Kapciu. Odsłona kolejna
Więc stało się, jestem włascicielem dobrze rokującego Forda Capri.
Samochód stał się moją własnością dzięki capri.pl-owym towarzyszom. Ultra specjalne podziękowania kieruję do Kornika, oraz do Maciaska, który został ojcem chrzestnym Latającego Kapcia i dzięki któremu ten samochód po ponad roku stania pod drzewkiem ruszył z wielką gracją, furkotem i szelestem :-)
Kilka słów o pacjencie:
Jest to bez wątpienia Capri MK III w wersji S 2,3 v6. Bardzo zobowiązujący jest stopień oryginalności tego egzemplarza. Jedynymi elementami tuningowymi jest w tym momencie rdza, ale jej los jest juz przesądzony i chwila, kiedy wyląduje w rynsztoku, jest już tylko zależna od zasobności mojego portfela. W pierwszej więc kolejności, po dokonaniu wszelkich niezbędnych czynności serwisowych (według diagnoz nie ma oleju w skrzyni biegów) i doprowadzenia samochodu do stanu pozwalającego na swobodne poruszanie się w obrębie podwórka, czeka go wizyta u blacharza. Roboty chłopak będzie miał raczej sporo - trzeba połatać podłużnice, usunąć kilka dziurek, szczególnie na podszybiu i w komorze silnika. Potem nowy lakier, jak najbardziej zbliżony do oryginału, nowe paski SSSSSSS. W dalszej kolejności planuję zagazowanie auta (tutaj errata 30.12.2004 -> żadnego gazu ten bolidzik nie powącha NIGDY) oraz naprawę tapicerek (na szczęście może się ta naprawa ograniczyć do połatania fotela kierowcy, oraz wymiany podsufitki na otwieranym dachu).
Aha, samochód jest wyposażony w pięciobiegową skrzynię biegów, piękną kierowniczkę RS i gałę zmiany biegów marki Momo - małe, a cieszy :-)
Poniżej znajduje się kilka fotek z akcji przywracania życia, głównymi bohaterami są: ojciec chrzestny Macias i Latający Kapeć.
06.02.2004
Podczas wyprawy do pracy samochód powiedział "a ja na to, że nigdzie nie jadę" :-( Szkoda tylko, że powiedział to w czasie porannych godzin szczytu i w dodatku pod wiaduktem :-) Na szczęście kolega z pracy też jest miłośnikiem starej motoryzacji i w pięknym stylu Kapeć został zaholowany Land Roverem Serią III pickup do warsztatu. W warsztacie panu mechanikowi opadły wszystkie kończyny, jak zajżał pod maskę mojego bolidu. Okazało sie, ze rozleciał się aparat zapłonowy, a pod gaźnikiem nie było uszczelki (!). Przy okazji zregenerują gaźnik i mam nadzieję w przyszłym tygodniu znowu wyruszyć na szlak. Na razie rachunek opiewa na 700zł i ciągle rośnie...
19.06.2004
Wraz z kolegą Skunem odwieźliśmy Kapcia do chirurga plastycznego. Wylądował około 40 km od Gdańska (Kapeć, a nie Skun), wiec niestety za często nie będę mógł go doglądać. Jeszcze nie ma wyceny napraw, więc jako-tako mam dobry humor. Zauważyłem ciekawą rzecz: wróciłem do domu okolo 20 minut temu, a co chwilę zerkam przez okno i się zastanawiam - a gdzie moje Capri...?
wrzesień 2004
Więc po długim oczekiwaniu, na parkingu pod domkiem znowu pojawił się ON. Efekt blacharzowania jest całkiem zadowalający. Zostało wymienione to, co dało się wymienić: średnio pasujący przedni błotnik (żeby go dopasować blacharz musiał nań położyć 3/4 polskiego zapotrzebowania szpachli), tylne nadkola, poszycie drzwi kierowcy (dorzeźbione przez majstra, tak samo, jak połowa pasa przedniego). Lakier, który położono jest bardzo zbliżony do oryginalnego, co niezmiernie mnie cieszy. Test użytkowy Latający przeszedł na Borneo, gdzie dzięki Kornikowi udało się wyeliminować problemy z oświetleniem, oraz na wyjeździe rodzinnym w Góry Sowie - tam się dorobił nowego klaksona i nie jest już niemową. Teraz do roboty zostały już tylko drobiazgi :-), takie jak cały wydech, ofelgowanie wraz z ogumieniem, przedni zdrzak z kierunkami - te czarne strasznie mi się nie podobają, ale dzięki Szajbie już czekają nowiutkie pomarańczowiutkie :-). Dorzucam kilka fotek, niestety zrobione były w pochmurny dzień i w dodatku w cieniu, ale i tak cośtam na nich widać...
02.10.2004
Panie, Panowie... Minęły niecałe dwa tygodnie od czasu, jak odebrałem błyszczący samochodzik od blacharza... Disiaj rano wychodzę "do wozu", patrzę, a tu piękna rysa biegnąca od plastikowego boczka zderzaka, poprzez nowy błotnik i tak do połowy drzwi pasażera. Ślad po jakiejś gumie z czyjegoś zderzaka, odpryśnięty lakier i wgniecenie na błotniku.
Nie jestem zadowolony.
Cóż w poniedziałek znowu blacharz... Motyla noga!
Załaczam pseudofotkę telefoniczną, niestety nie oddaje ona w pełni "ogromu zniszczeń". Jednak dzięki temu incydentowi pojazd wylądował na strzeżonym parkingu, więc jest już tyci bezpieczniejszy.
13.02.2005
Dorzucam fotkę (niestety to jest delikatny mozntażyk :-((), jak sobie wyobrażam Latającego, po skończeniu liftingu... Brakuje mi już tylko paseczka i kółek...
15.05.2005
Dzisiaj zrobiłem rachunek sumienia i sporządziłem listę elementów wymagających natychmiastowej wymiany/naprawy.
W pierwszym rzędzie jest to wydech - podczas jazdy wnętrze pojazdu zamienia się w jeżdżącą komorę gazową (to nie żart), a hałas zaczyna już być nieznośny (koszt wymiany ~1,5K zł + robota...). Zamin nastąpi zabawa z wydechem trza się będzie zająć motorkiem, który zaczyna niedomagać. Olej leje się spod pokrywy zaworów jak opętany, zawory klepią tak, że perkusista Dimmu Borgir przy tym wymięka. Jak jadę pod górę, to zaczyna coś klepać, jak w dieslu, gaśnie przy hamowaniu... Generalnie nie jest dobrze. A ja się martwiłem, że mi brakuje szarfy SSS... :-)
31.08.2005
Kapeć doczekał sie regeneracji silnika. Dostał nowe panewki korbowodowe (główne okazały się być w stanie fabrycznym, tak samo jak wał korbowy. Użyte zostały nominały), pierścienie na tłokach, pompę wody, termostat, uszczelniacze zaworów, wszystkie uszczelki. Zeszlifowane zostały szklanki popychaczy zaworów. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc dobrych dusz: Miłosza, Michała "Cortiny" oraz Kornika i oczywiście naszych żon, matek i kochanek, które nas cudem nie pozabijały. Kilka fotek z akcji zalaczam poniżej.
26.05.2006
Samochodzik został brutalnie przebudzony ze snu zimowego i wyciągnięty siłą z gawry, znaczy garażu. Po zmianie kółek dzielnie dojechał do Konarzyn. Co ciekawe, nie miał nawet jakichś specjalnych kaprysów :-)
01.04.2007
Dzisiaj zrobiłem Kapciowi prima-cośtam i wyciągnąłem go z garażu. On też mi zrobił prima-cośtam i odpalił od pierwszego kopa :-).
Niestety na myjni nie było już wesoło i po rytualnej oblucji w kilku miejscach mym ocznym organom zamiast lakieru ukazała się szpachla. Nie jest to dobry znak, zwłaszcza, że myjnia była "bezkontaktowa", a mimo to zaczął złazić lakier :-/
03.10.2009
Capri pojechało do Chełma, mi został miś Przekliniak i mały artefakt :-)
18.03.2011
Wyszperany w zakurzonych lochach dysku filmik z PC2006:
http://www.youtube.com/watch?v=dCmiNjjq5XQ
Nawet fajnie to burczało :)