Ford Capri Mk I 1700 V4 GT
Jestem kolejnym napaleńcem, któremu odbiło na punkcie Capri.
Od kilku ładnych lat mam hopla na punkcie motocykli, a zwłaszcza starych motocykli. Odrestaurowałem IŻa 49 z 1956 roku, z którego jestem bardzo zadowolony i dumny. Służy mi wiernie od czterech sezonów i oby tak dalej.
Jakieś pół roku temu zacząłem rozglądać się za czymś ciekawym w postaci motocykla lub samochodu. Dwóch najwierniejszych kumpli Mietek (też ma IŻa 49) i Artur (jeździ Junakiem, a od roku dzielnie walczy z Fiatem 850 Cupe Sport) mieli już chyba szczerze dość mojego niezdecydowania. Kiedyś Artur wspomniał, że widział ładny samochód - Forda Capri.
Z ciekawości wrzuciłem hasło w Internet i stało się - zachorowałem. Najpierw zdjęcia, opisy, dane no i ceny (150 MB na dysku i prawie 200 stron wydruków). Teraz kumple byli już pewni, że mi odbiło, a moja choroba się pogłębiała. Po cenie złomu kupiłem silnik 2.0 V6 uznając, że kiedyś może przydać się na części. W końcu padła decyzja o zakupie Capri. W grę wchodził tylko MK1 (najlepiej wersja GT) z jak największym silnikiem. Na Capri w bardzo dobrym stanie nie miałem funduszy, stan średni w moim przypadku był mało opłacalny, gdyż i tak rozkręciłbym go do ostatniej śrubki, została więc tylko wersja do remontu. Trzy miesiące poszukiwań i pierwsze ogłoszenie, które wzbudziło szybsze bicie serca. Telefon do właściciela, długa, wiele obiecująca rozmowa i umówienie się na oględziny. Biorę kumpli i jedziemy. Niestety wersja XL, silnik 1.6 z uszkodzonym wałkiem rozrządu, karoseria w stanie dobrym jak twierdził właściciel (ja miałem przerażenie w oczach) poza tym papiery do zdobycia u pra pra właściciela, za to tapicerka idealna, a cena średnio odstraszająca. Mija miesiąc i nic. Jadę zobaczyć czy ten jeszcze jest do sprzedania, po głowie chodzi myśl żeby może go jednak wziąć. Przyjeżdżam, a tam oprócz tego stoi jeszcze jeden. Ta sama wersja karoserii z tyłu napis Taunus, a z przodu zamiast zderzaka jakieś rury, niestety akurat nie ma właściciela. Na drugi dzień dzwonię, właściciel twierdzi, że w papierach ma 1.3 ale jemu to wygląda na 1.6, jest na chodzie, cena taka jak i tego drugiego. Obłęd, nie wiem co robić ale do obu nie mam przekonania. Mija kolejny miesiąc i trafiam całkiem przypadkowo na kolejne ogłoszenie, dzwonię, MK1 z silnikiem 1.7 GT, właściciel raczej krytykuje niż go chwali (puknięty w dwóch miejscach, silnik nie pali na wszystkie cylindry). Pojechałem, zobaczyłem i postanowiłem - musi być mój. Na drugi dzień porannym telefonem zrywam właściciela z łóżka żeby umówić się z nim na popołudnie. Biorę kumpli i jedziemy z nastawieniem przyholowania go. Piszemy umowę i jest mój (żona byłego właściciela stwierdza - "Bóg was chyba zesłał"). My niezrażeni próbujemy go odpalić. Silnik pracuje trochę nierówno, ciśnienie oleju jest, ładowanie jest, płyn chłodniczy jest, hamulce są no to jazda, a tu silnik nie ciągnie, konsternacja - cholera on pracuje na 1 (słownie jeden ) cylinder. Nagle szyba boczna wpada do drzwi (to cud, że się nie rozbiła) okazuje się, że odpadła z całą dolną listwą, rozbieramy tapicerkę i podpieramy ją czym tylko mamy. Dwie godziny próśb, gróźb i błagań i drugi cylinder zaczyna pracować. Postanawiamy, że spróbujemy jechać i tak na dwóch cylindrach docieramy do domu (60 km). Na drugi dzień mój ojciec obejrzał Capri i zadał merytoryczne pytanie "dlaczego mam tak głupiego syna ?".
W ten oto sposób zaczęła się moja przygoda z Capri. Teraz czeka mnie około roku pracy i inwestycji (oby tylko tyle), żeby wyglądał i jeździł tak jak bym chciał. W chwili obecnej (20.01.2002) Capri jest rozkręcony co do jednej śrubki, a ja zaczynam szaleć ze szlifierką kątową.
Będę wdzięczny za każdą radę i uwagę dotyczącą remontu Capri .
Pozdrawiam wszystkich Capri-maniaków oraz wszystkich kochających dwa kółka.
--
Piotrek <piotrplaza@wp.pl>
PS.
Patrzcie na ręce swoim blacharzom, temu, który robił w przeszłości moje Capri obciąłbym pewną część ciała, całą swoją partaninę przykrył toną szpachli, a ja to teraz muszę usuwać.
Poniżej kilka zdjęć stanu początkowego i z pierwszej fazy rozbiórki.