Mam 20 lat, studiuje zaocznie informatykę na Politechnice i pracuję jako bibliotekarz w Centralnym Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
Zabytkami zarażony jestem od okresu wczesnopieluchowego, kiedy to mój starszy restaurował, a potem przez parę lat jeździł pojazdami typu Fiat 500, Renault Dauphine, R8 Gordini i Volvo Amazon. Potem ociec musiał zacząć zarabiać kasę (mam jeszcze 2 starsze siostry), więc siłą rzeczy oldtimery poszły na bok. Ale zebrał po stodołach od Przemyśla po Szczecin i zwiózł do garażu (80 m kw.) niezłą kolekcję, z której do dziś zostały Fiat Abarth 1000, Steyr Puch 650, Seat 124E i Mirafiori Volumetrico Abarth. W międzyczasie moja matula straciła resztkę cierpliwości do swojego 35-letniego VW 1200 i dała mi go po maturze (2001) do jeżdżenia. Garb jest klawy - motor tuningowany przez Oettingera (ponad 60PS), podwójne zegary od Karmanna, alufelgi (ale bez szaleństwa - 185/65R15) na dystansach, dołożyłem jedynie kubły Bimarco.
Jak większość ludzi w moim wieku zachorowałem pewnego dnia na bulgot V8 - nie pamiętam, czy był to Range Rover, czy jakiś zdezelowany Oldsmobile dudniący głucho pod hipermarketem, ale wirus chwycił. Zacząłem szukać po necie różnych Firebirdów, Camaro, Mustangów, Cougarów (Corvette jakoś sobie szybko wybiłem ze łba) i wymyśliłem Chevroleta Commodore - brazylijską mutację Opla Rekorda z lat 66-72 z małym (3.8) motorem GM V8, robioną naście lat temu w Brazylii. Opel taki (dwudrzwiowe coupe, szyby bez ramek, tylne boczne opuszczane - pełny hardtop z winylem, coś wtypie starej Granady coupe) stał za 2000 zł z motorem z "poldka" w Zakopanem. Wystarczyło kupić motorek Rover V8 (nie wszyscy pewnie wiedzą, ale to jest oryginalna amerykańska V8 z Buicka z lat 50-tych, aluminiowa, lżejsza od większości europejskich V6) w pobliskim warsztacie "terenowców", którzy nagminnie pakują to do UAZów itp. wynalazków, sprowadzić z Rio atrapę, emblematy, napisy i finał. Wtedy to starszy pokazał mi zdjątka czerwonej "kaprychy" V8 w budzie Mk I restyling, zrobione na jakimś salonie tuningowym w hitlerowie (to auto obfotografował też MK w Duelmen i jest na stronce). Po nitce do kłębka dotarłem do wiadomości o Peranie i "amerykany" poszły do kąta. Starsza siostra mojej Pani mieszka od paru lat w USA, gdzie zaobrączkowała się z jankesem, który ciągle gdzieś fruwa. Nathan był w listopadzie 2001 kilka tygodni w RPA, gdzie po nieskomplikowanych poszukiwaniach upolował (na moją prośbę) Peranę, którą kupił (na siebie) i wyjechał nią do Namibii. Stamtąd auto poszło statkiem do Bremy, a Nathan za tydzień poleciał samolotem do Hamburga. Przerzucił furę do Frankfurtu, gdzie mieszka chrzestny jednej z moich sióstr, odebrał sobie kasę i poleciał Jumbo-jetem do NYC. W lutym Nathan zrobił formalną darowiznę Perany w USA na swoją żonę, a ona ma w sierpniu wpaść na parę miechów do Kraka. Wyląduje we Frankfurcie, ja ją tam odbiorę, łykniemy Peranę z garażu wujka i lecimy do PL. Ona zgłosi to na granicy jako przesiedlenie, bo auto ma kierownicę po angielskiej stronie, i inaczej nie da się go wwieźć do nas.
Jesień-zima zostaną poświęcone na remoncik, przełożenie kiery, pedaliery, zegarów i wycieraczek na euro-stronę. Chciałbym jeszcze w tym roku zarejestrować auto na polskie tablice - oczywiście na razie na Kaśkę, ale ona zaraz po Bożym Narodzeniu wraca do USA, więc praktycznie to ja już nim będę jeździł. Auto musi po przesiedleniu być w Polsce przez 2 lata jej własnością, a potem darowizna (stary rupieć, pani kierowniczko, wart 500 złotych...:-)) i finał.
W tzw. "międzyczasie" nabyłem drogą zakupu od Kolesia z tej stronki zamieszkałego w Zabrzu widoczną na zdjątkach paściastą Mk I 2300 GT. Chciałem poznać tajniki Caprika zanim dosiądę Perany, ale z braku kasy nie stać już mnie było na coś na poziomie - jak to mówią "nie pieniądze i nie auto". Dupę rozbił mu Berliet, któremu zabrakło ABSu, więc lampy wsadził takoż z Ikarusa (pracował w MPK), a wszystkie chromy, listewki i napisy do dziś brakują (pomocy!!!). Oryginalne lampy do Mk I już dostałem od Sebustusa N-W (Krakus, ale nie centuś - wieeeelkie dzięki), do wymiany jest cała elektryka, do roboty blacha i lakier. Może zdążę do sierpnia - jeśli nie, to będę robił równolegle V6 i Peranę, a tłukł się dalej Chrabąszczem.
Ford Capri Mk I 2300 V6 GT XL